Florencja przed burzą - dzielnica Oltrarno i most na rzece Arno.
Do
panzanelli mam wielki sentyment, gdyż jedną z pierwszych o niej wzmianek znaleziono w pismach mojego ulubionego florenckiego manierystycznego artysty
Bronzino. Za jego czasów głównym składnikiem
panzanelli był chleb, cebula (stąd tytuł jego poematu
Della Cipolla - O cebuli), ogórki, oliwa i ocet. Dopiero w XX wieku prym w sałatce zaczęły wieść pomidory.
Obrazy Bronzino można obejrzeć we florenckiej Galleria degli Uffizi. Arcydziełem jest portret
Eleonory z Toledo z synkiem. Wielka księżna Toskanii odziana jest na obrazie w fenomenalną suknię. Legenda głosiła, że strój był tak piękny, że Eleonora zażyczyła sobie, żeby ją w nim pochowano. Dzisiaj są co do tego wątpliwości, nie wiadomo nawet czy suknia istniała, czy też powstała w wyobraźni artysty. Fakt pozostaje faktem, że chyba nikt w całej historii sztuki tak pięknie nie malował tkanin jak Bronzino.
Wróćmy do panzanelli. To sałatka, w której zaradni Toskańczycy wykorzystują resztki czerstwego chleba. W Toskanii jest to zwykle pane toscano - wielkie moim zdaniem kuriozum, jedyny znany mi chleb ... bez soli. Zawsze mam wrażenie, że aby lubić to pieczywo w formie czystej trzeba się urodzić w kolebce Renesansu, albo co najmniej mieć tamtejsze geny. Ten chleb znakomicie jednak nadaje się jako baza posypywanej solą i polewanej oliwą bruschetty (klasyczna jest właśnie jedynie z solą i oliwą, bez innych dodatków) lub jako dodatek do zup, sosów itp. Generalnie sprawdza się w daniach dobrzez przyprawionych, w których znika jego "bezsolność".
Florencka uliczka. W tle katedra Il Duomo.
Klasycznie chleb do
panzanelli powinien być namoczony w wodzie, odciśnięty i rozdrobniony (w formie drobniutkich okruszynek). Ja odstępuję od oryginału i chleb kroję w kostkę i grilluję. Puryści mi zarzucą , że to bardziej podobne do
fattoush niż
panzanelli, ale ja taką wersję najbardziej lubię. Ciapowate okruszynki o wiele mniej mnie zachwycają.
Zawsze się śmieję, gdy oglądam odcinek programu Jamiego Oliviera o Italii, gdzie Włosi zarzucają mu, że nie można do panzanelli dodawać czegoś tam (papryczek peperoncino bodajże), a on mruczy pod nosem - "Bloody Italians". Wreszcie na koniec udaje mu się zrobić ściśle tradycyjne przyjęcie, gdzie wszystko jest jak u włoskiej mamma czy nonna, bez zbędnych - włoskim zdaniem - upiększeń i dodatków.
Innym moim odstępstwem jest użycie marynowanej w zalewie cebuli. Oryginalnie powinna być surowa, ale ja takiej nie toleruję i zazwyczaj do sałatek przygotowuję sobie zapas czerwonej cebuli z
tego przepisu (bardzo nieortodoksyjnie, bo nie dość, że nie po włosku, to jeszcze w dodatku receptura jest z drugiej półkuli). Jeśli ktoś jednak nie ma na pieńku z surową cebulą, proszę jak najbardziej taką właśnie dodać do
panzanelli.
Dodatek oliwek i kaparów jest w zasadzie dopuszczalny, ale prawdziwi florenccy kulinarni puryści nawet tego nie aprobują. Jeśli jednak nie mamy na podorędziu wygrzanych we włoskim słońcu pomidorów te wzbogacające smak dodatki na pewno nie zaszkodzą, a wręcz przeciwnie.
Generalnie istnieją dwie wersje panzanelli:
1. panzanella della serva (panzanella służacej) - to ta ściśle klasyczna, "uboga", tylko z chlebem,
cebulą, ogórkami, pomidorami, oliwą i octem.
2. panzanella della sora padrona (panzanella pani domu) - ta jest już bogatsza w składniki; można
do niej dodać oliwki, kapary, paprykę, bazylię, seler naciowy, a nawet tuńczyka i jajka przepiórcze
ugotowane na twardo i pokrojone na pół. Proponuję jednak zachować umiar i nie dodawać
wszystkiego naraz, bo prawdziwy Toskańczyk widząc taką panzanellę może dostać apopleksji.
Moja panzanella to wersja pośrednia, pomiędzy wersją bogata i ubogą.
Panzanella
5 grubszych kromek czerstwego, pszennego chleba (najlepiej toskańskiego)
6-8 pomidorów bez skórki, pokrojonych w większą kostkę
1 ogórek, obrany i pokrojony w kostkę
1/2 czerwonej cebuli, pokrojonej w półplasterki
2 łyżki solonych kaparów, opłukanych i namoczonych w wodzie na 15 min (opcjonalnie)
20 czarnych oliwek bez pestek (opcjonalnie)
4 łyżki oliwy
2 łyżki octu z czerwonego wina
sól i świeżo zmielony pieprz do smaku
listki świeżej bazylii (opcjonalnie)
Chleb kroimy w kostkę i rumienimy w piekarniku przez kilka minut. Studzimy. Pomidory mieszamy z pozostałymi składnikami i zalewamy tą mieszanką kostki chleba. Zostawiamy do przemacerowania smaków na 1 godz w lodówce.