Wenecka Piazzetta z Pałacem Dożów i laguną w tle. Nawet w Wenecji jest taka pora, gdy miasto się wyludnia. ;)
Czas karnawału już od zamierzchłych czasów jest w Wenecji bardzo hucznie obchodzony. Apogeum dekadencji osiągnął chyba za czasów Giacomo Casanovy. Potem przyszły nieciekawe choróbska toczące ludzką tkankę republiki, okupacja napoleońska i austriacka i zrobiło się mniej wesoło, ale o karnawale nie zapomniano.
Kolekcja pięknych karnawałowych masek, niektóre z nich to prawdziwe dzieła prawie zapomnianego już dziś rzemiosła.Jeszcze większe wrażenie zrobił na mnie sklepik z trzewikami i strojami w których musiały chodzić kolekcjonowane przez Casanowę damy.
I dzisiaj w czas Carnevale zobaczymy ludzi przemykających w podcieniach Pałacu Dożów w maskach i wyszukanych XVIII-wiecznych strojach. Są nawet konkursy na najpiękniejszą maskę i najatrakcyjniejszy kostium. Atmosfera jest nadal czarodziejska (chyba sprawia to niezmiennie samo miasto), mimo że turystów jest więcej niż samych wenecjan. Ci ostatni to jedna z najstarszych populacji miejskich we współczesnej Europie.
Ponte dei Suspiri (most westchnień) - wbrew pozorom nie były to jak dziś westchnienia ukochanych. Nazwa wzięła się stąd, że skazańcy idą na egzekucję z tego mostu wzdychali po raz ostatni widząc Wenecję. W gondoli co prawda nie George Clooney, ale ślub też całkiem całkiem.
Rzadko kto dziś mieszka w mieście na lagunie, młodzi ludzie przyjeżdżają
do pracy ze stałego lądu, pozostali tylko starsi mieszkańcy i puste
pałace wykupione przez zamożnych tego świata.
Karnawał ma też swoją oprawę kulinarną. Królują słodycze, zwłaszcza ciężkie, zimowe, smażone. Wśród nich najpopularniejsze to fritole (nazywane też frittelle) oraz galani.
Klasykiem wśród klasyków są fritole - małe pączki bez nadzienia, za to z rodzynkami (niektórzy dodają też orzeszki piniowe), sprzedawane w cukierniach i na ulicznych straganach. Kiedyś mogli je przygotowywać na weneckich ulicach jedynie "fritoleri", mający w dawnej Republice Wenecji nawet swoje stowarzyszenie. Dzisiaj sezon na fritole mocno się wydłużył i stały się dostępne także poza ścisłym czasem karnawałowych szaleństw. Inny smakołyk to galani - wyglądają i smakują jak nasze polskie faworki. Sporo zbieżności między włoskim i polskim karnawałem, czyżby sprawczynią tego była znowu królowa Bona?
Le fritole (lub frittelle)
Mokre składniki:
150 ml wody
150 ml mleka
75 g stopionego masła
2 jajka
Suche składniki:
450 g mąki
3 łyżeczki suszonych drożdży
60 g cukru
1/4 łyżeczki soli
skórka starta z 1 cytryny
skórka starta z 1 pomarańczy
1 op. cukru waniliowego
Dodatki:
75 g jasnych niedużych rodzynek, namoczonych przez kilka godzin w rumie
olej do smażenia
waniliowy cukier puder do posypania
W jednej misce mieszamy ze sobą suche składniki, w drugiej mokre. Łączymy ze sobą zawartość obu misek i wyrabiamy ciasto drożdżowe. Najłatwiej zrobić to mikserem z hakiem do ciasta drożdżowego (na wolnych obrotach przez ok. 15-20 min) lub w maszynie do chleba na programie do wyrabiania ciasta. Pod koniec wyrabiania dodajemy odsączone rodzynki. Zostawiamy ciasto przykryte do wyrośnięcia aż podwoi objętość (na ok. 1 godz).
Rozgrzewamy we frytkownicy olej do temperatury 180ºC. Nabieramy ciasto na łyżkę stołową i zsuwamy do oleju przy pomocą drugiej łyżki lub ułatwiamy sobie pracę i nabieramy ciasto gałkownicą do lodów. Smażymy obracając, aż fritole zrumienią się ze wszystkich stron. Wykładamy na papierowe ręczniki do odsączenia.
Po usmażeniu posypujemy szczodrze cukrem pudrem.