Obiecałam w poprzednim wpisie na temat mojego artykułu o Luizjanie przepis na pączki z Nowego Orleanu. To moja wariacja na temat niedużych kwadratowych pączusiów, bez nadzienia, za to obficie posypanych cukrem pudrem. To deser o korzeniach francuskich. Tym rodowodem szczyci się wiele potraw z Luizjany.
Proste, słodkawe, drożdżowe ciasto wyrabiane na mleku skondensowanym, z dodatkiem gałki muszkatołowej i wanilii. Niektórzy twierdzą, że bez tego korzennie-pikantnego zapachu muszkatu nie ma prawdziwych nowoorleańskich beignets. Jak wszystkie smażone słodkości są ulubioną przekąską w porze karnawałowej, której kulminacją w Nowym Orleanie jest Mardi Gras.
![]() |
Najlepsze jada się w najpiekniejszej dzielnicy miasta - Vieux Carré, w kawiarni Café du Monde. Tam też i my ich próbowaliśmy podczas pobytu w Nowym Orleanie. Sławne są tak bardzo, że kawiarnia sprzedaje nawet gotową mieszankę do zrobienia ich w domu (widać ją na zdjęciu poniżej).
Moje są stricte domowe, bez żadnych gotowców i nieskromnie powiem, że wcale nie gorsze od tych z French Quarter. Robi się je całkiem prosto, brak nadzienia jeszcze ułatwia sprawę. Może to polskie geny powodują, że wyszły mi smaczne, wszak pączki to niemal nasz narodowy deser. ;) Choć jak na nadwiślańskie gusta beignets są dziwnie małe i kwadratowe.
Beignets jak z Café du Monde
60-70 sztuk o boku 4-5 cm
Ciasto:
1/2 szkl mleka skondensowanego niesłodzonego
30g masła
3/4 szkl wody
1 jajko
500g mąki
1/2 łyżeczki soli
50 g cukru
1 op. (7,5g) cukru waniliowego
1 i 1/2 łyżeczki (4,5-5 g) suszonych drożdży
1/8 łyżeczki zmielonej gałki muszkatołowej (opcjonalnie)
olej do smażenia (ok. 0,5 l)
Do posypania:
1/2-2/3 szkl cukru
1/2 laski wanilii
Ciasto:
Mleko ogrzać z masłem, tylko do rozpuszczenia masła (w rondelku lub w mikrofalówce). Dodać wodę i jajko. Roztrzepać.
Mąkę wymieszać z solą, cukrami, gałką muszkatołową (jeśli używamy) i drożdżami. Wyrobić ciasto w maszynie do chleba lub w mikserze z hakiem do ciasta drożdżowego, aż utworzy sprężystą kulę. Zostawić do wyrośnięcia do podwojenia objętości na ok. 1 godz. Wyjąć na blat, lekko spłaszczyć dłońmi i rozwałkować na grubość ok. 1-1,5 cm. Wycinać z ciasta kwadraty o boku 4-5 cm (najwygodniej idzie to kółkiem do krojenia pizzy).
Nalać olej do dużej i dość głębokiej patelni na wysokość ok. 3-4 cm. Rozgrzać. Smażyć beignets partiami, z obu stron do zrumienienia.
Wyjmować łyżką cedzakową i odsączać na papierze kuchennym. Szczodrze posypać waniliowym cukrem pudrem.
Waniliowy cukier puder:
Miksujemy na proszek cukier z połamaną na kawałki 1/2 laski wanilii w młynku do kawy.
Nie słyszałam wcześniej o kwadratowych pączkach, ale wyglądają fajnie :D
OdpowiedzUsuńAle fajne,inne niż zwyczajne pączki :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;-)
Agnieszko, Twoje zdjęcia wprost zachęcają do jedzenia. To bez wątpienia jeden z moich ulubionych blogów (istny Top of the top :)) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńGosiu, ogromnie dziękuję za takie miłe słowa. Niezwykle się cieszę, że blog Ci się podoba. Pozdrawiam serdecznie.
UsuńBardzo fajny, mały łakoć. Podobnej wielkości pączków serowych uczono nas robić na zajęciach praktyczno - technicznych w szkole. I jeszcze teraz zdarza mi się czasem je usmażyć, widziałam też na kilku innych blogach :)
OdpowiedzUsuńJa pączki z serem (ale bez drożdży) znam pod nazwą oponki. Ale one były w kształcie donatów. Bardzo je lubiłam w dzieciństwie i całe lata nie robiłam. Narobiłaś mi smaka. ;)
UsuńWyglądają fantastycznie !
OdpowiedzUsuńUwielbiam różne wariacje na temat pączków, te kwadratowe wyglądają wspaniale:-). Moje popisowe pączki maja kształt owalny i pochodzą z Tartine Bakery a zrobione są z ciasta na briosz na zakwasie pszennym, są najlepszymi pączkami bez nadzienia jakie jadłam. Je się je z syropem cytrynowym i posypane karmelizowanymi pistacjami.
OdpowiedzUsuńTeraz czas wypróbować Twoją propozycję:-)bo wygląda bardzo zachęcająco!
Ależ cudne są te pączki Agnieszko! Mają wspaniałe wnętrze i choc za pączkami nie szaleję to takie chętnie bym spróbowała.
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia :)
Świetne! Bardzo ciekawy przepis :)
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńa ja trochę z innej beczki...czytam Pani bloga już jakiś czas i bardzo go lubię:) Zainspirowała mnie Pani do odwiedzenia Porto...wczoraj w nocy wróciłam z tego niesamowitego miejsca, spędziłam tam tylko 2 dni ale to wystarczyło żeby zakochać się w tym mieście...swoje wakacje zaczęłam właściwie 2 tygodnie temu, z Valency przeszłam pieszko ok 250 km do Santiago de Compostella a potem jeszcze trochę dalej nad ocean. Porto zwiedzałam posługując się Pani wpisem 'idealny dzień w Porto', okazał się bardzo pomocny - dziękuję!:)
pozdrawiam,
Gosia
Pani Gosiu, gratuluję pokonania Caminho Portugues! Tym bardziej, że w tym roku pogoda chyba nie rozpieszczała piechurów. Czy nocowała Pani może w Monte do Gozo, gdzie dyrektorem jest polski saletyn o. Roman? Byliśmy tam kiedyś na św. Jana w polonijno-iberyjskim gronie. Cieszę się bardzo, że miniprzewodnik po Porto na coś się przydał. Pozdrawiam serdecznie.
UsuńDziękuję:)z pogodą nie było tak źle, słońca wystarczyło żeby się opalić i tym samym wzbudzić teraz zazdrość u moich koleżanek z biura;) a poza tym jak widzi się takie piękne widoki na trasie to nawet deszcze nie przeszkadza:) Do Monte do Gozo niestety nie dotarłam, może następnym razem...
Usuńpozdrawiam:)
Wspaniałe pączki, muszą smakować rewelacyjnie. Gdybym nie musiała iść do pracy, od razu bym je zrobiła!
OdpowiedzUsuń