Jestem wielbicielką gumbo, sztandarowego dania kuchni Luizjany. Od czasu spróbowania go po raz pierwszy w Nowym Orleanie staliśmy się w domu jego fanami i często je przygotowujemy. Ulubionym Maćka i Łukasza jest wieprzowe gumbo z ciemną zasmażką roux, które już na blogu pokazywałam. Trudno je nazwać dietetycznym, powiedziałabym, że to danie dla męskich mięsożerców.
Dzisiaj chciałam zaprezentować nieco lżejszą odmianę z krewetkami i okrą (nazywana też botanicznie piżmianem jadalnym). Ta ostatnia to afrykańskie warzywo, należące do tej samej rodziny do malwa i hibiskus, które jeszcze niewolnicy sprowadzili do Luizjany. Moja wersja gumbo wpisana jest w tradycję tego, co w Nowym Orleanie uznaje się za kuchnię creole. Obowiązkowo zawiera owoce morza (u mnie to jedynie krewetki) i pomidory. Robi się to gumbo szybko, nie wymaga długiego wystawania przy garnku i mieszania roux, a w dodatku efekt jest świeższy i delikatniejszy.
Istnieją 3 metody zagęszczania gumbo. Pierwszy to wspomniana już zasmażka roux. Drugi to autochtoniczna dla Luizjany roślina sassafras z której robi się proszek filé, dodawany później do dania. Ostatni sposób to użycie okry, nazywanej też żartobliwie, ze względu na kształt, lady's fingers, czyli damskie paluszki. Okra delikatnie zagęszcza gumbo, w czasie gotowania wydzielając śluzowatą substancję, która w miarę podgrzewania znika. W Portugalii można ją dostać w każdym niemal sklepie. Ta powszechna obecność okry to chyba wpływ kuchni afrykańskich, skąd pierwotnie roślina ta się wywodzi i gdzie jest intensywnie wykorzystywana.
Wrzucam jeszcze kilka migawek z Nowego Orleanu, z naszej podróży w 2009 roku. To jedno z miast, do którego chciałabym jeszcze wrócić. Jazzowo-bluesowe rytmy, afrykańskie voodoo, ażurowa architektura domów i francuskie wpływy w języku i w kuchni to mieszanka wybuchowa, którą można znaleźć tylko i wyłącznie tam. Zapraszam Was na nowoorleańskie smaki, znakomite zresztą do podania, gdy mamy chmarę gości w ten karnawałowy czas.
Gumbo z krewetkami i okrą
750 g świeżej okry
2 łyżki oliwy
500 g kiełbasy andouille (lub wędzonej, wieprzowej kiełbasy), pokrojonej w półplasterki
2 cebule, pokrojone w kostkę
1 czerwona i 1 zielona papryka, pokrojona w kostkę
3 gałęzie selera naciowego
8 świeżych pomidorów, bez skóry i pokrojonych w kostkę (lub 2 puszki pomidorów po 390 g każda)
4 ząbki czosnku, przeciśnięte przez praskę
1/4 łyżeczki pieprzu cayenne
2 liście laurowe
1 łyżeczka tymianku
1 l bulionu z owoców morza
700 g średniej wielkości obranych krewetek
1 i 1/2 łyżeczki słodkiej papryki w proszku
1/2 łyżeczki świeżo zmielonego czarnego pieprzu
1/2 łyżeczki soli
1 łyżeczka oregano
1/2 łyżeczki świeżo zmielonego czarnego pieprzu
1/2 łyżeczki soli
1 łyżeczka oregano
3 łyżki posiekanej natki pietruszki
biały ugotowany na sypko ryż do podania
Z okry odkrawamy czubki i szypułki. Kroimy ją na plasterki. W dużym żeliwnym garnku lub na dużej głębokiej patelni rozgrzewamy oliwę i smażymy na niej kiełbasę. po kilku minutach dodajemy okrę i ciągle mieszając smażymy przez ok. 10-15 min. Dodajemy cebulę, papryki oraz seler i smażymy jeszcze ok. 10-15 min, aż nitki śluzu z okry znikną, a warzywa zmiękną. Teraz dodajemy pomidory, czosnek, cayenne, liście laurowe, tymianek i dusimy przez kilka minut. Dodajemy bulion, przykrywamy i dusimy na maleńkim ogniu przez 15-20 min.
Krewetki przyprawiamy papryką, pieprzem, solą i oregano. Zostawiamy na kwadrans. Dodajemy krewetki do warzyw i na minimalnym ogniu dusimy jeszcze przez 3-5 min. Podajemy z natką pietruszki i ryżem na sypko.
Krewetki przyprawiamy papryką, pieprzem, solą i oregano. Zostawiamy na kwadrans. Dodajemy krewetki do warzyw i na minimalnym ogniu dusimy jeszcze przez 3-5 min. Podajemy z natką pietruszki i ryżem na sypko.
Jeszcze nie próbowałam, wygląda smacznie :).
OdpowiedzUsuńWygląda świetnie :) Czytałam o okrze i zastanawiałam się do czego ją można dodać, na pewno wypróbuję.
OdpowiedzUsuńNiesamowita potrawa! Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńGumbo zafascynowałam się odkąd obejrzałam pierwszy raz z córka bajke "Księzniczi i zaba" ale nigdy nmoge zebrac wszystkich skladników, wiec taki jeden talerzyk zrobiłby ze mnie przeszczęśliwą.
OdpowiedzUsuńwyglada smakowicie :)
OdpowiedzUsuńOkra zawsze kojarzyła mi się z kuchnią indyjską, bo tam pierwszy raz się z nią zetknęłam. Fajnie będzie spróbować jej w trochę innej kompozycji smakowej.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawa i pełna wyjątkowych smaków potrawa:) Ostatnio widziałam program Jamiego w Nowym Orleanie i byłam pod wielkim wrażeniem ludzi i ich pozytywnego nastawienia. Wychodzą na ulicę, rozstawiają grille i cieszą się swoim sąsiedzkim towarzystwem przy akompaniamencie cudownych rarytasów:) Zazdroszczę tej podróży! Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńAleż piekne zdjecia! Zjadłabym ,mimo iż nie lubię się z owocami morza :))
OdpowiedzUsuńPozdrowienia Agnieszko:)
Nigdy nie jadlam gumbo, ale mam ochote sprobowac. owocow morza ci u nas dostatek i afrykanskich butikow tez, powinnam wiec dostac wszytskie skladniki... Dosiego roku!
OdpowiedzUsuńGambo chodzi za mną od czasu obejrzenia "Księżniczki i Żaby", więc najwyższa pora zrobić, pozdrawiam noworocznie!
OdpowiedzUsuńBrzmi niesamowicie egzotycznie, ale też ciekawie. Nazwa gumbo obiła mi się kiedyś o uszy, ale już nawet nie pamiętam w jakim kontekście. Skoro jednak Luizjana ostatnimi czasy pojawiła się w kilku miejscach przed moimi oczami, może to znak, że trzeba się tam wybrać, albo chociaż przygotować obiad w klimatach tego stanu? :D
OdpowiedzUsuńWitaj :) Jak dobrze, że przypomniałaś przy okazji swoje wieprzowe gumbo. Obiecałam sobie zrobić w styczniu gumbo, ale nie dostanę nigdzie okry, więc padło na to wieprzowe. Mam je zresztą od paru miesięcy w ulubionych przepisach. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńZamiast okry dajemy cukinie/bakłażana i wychodzi leczo... jak dla mnie to inna odmiana tego dania, może bardziej "przekombinowana" :)
OdpowiedzUsuń