Już od co najmniej miesiąca czy dwóch mamy w Portugalii sezon na świeży bób. Przyznam, że przez wiele lat jadałam tę strączkową roślinę bardzo rzadko i w zasadzie w dość monotonnej postaci. Otóż ze dwa razy do roku moja Mama gotowała go i potem całą rodziną zasiadaliśmy i jeszcze gorący, ziarenko po ziarenku łuskaliśmy i zajadaliśmy. Nie był to w zasadzie posiłek, ot taka smakowita przegryzka. Przyznam, że do dzisiaj odnoszę się do takiej uczty z wielkim sentymentem. Jednak nie bardzo sobie przypominam skąd ten bób mieliśmy, ani czy był świeży czy mrożony. Nie pamiętam z pewnością wyjmowania go ze strączków. Może w Polsce sprzedają świeży już łuskany? A może moja Mama sama jakoś mimochodem wykonywała tę dość uciążliwą pracę....
W zasadzie dopiero tutaj w Portugalii rzuciły mi się w oczy na straganach wielkie strąki świeżego bobu. Początkowo podchodziłam do nich jak do jeża. Myślałam - nie będę się w to bawić. Wystarczy, że każde ziarenko trzeba wyłuskać ze skórki, żeby nie mieć ochoty dodawać sobie jeszcze pracy ze strączkami. Kupowałam mrożone ziarenka i byłam nimi całkowicie usatysfakcjonowana. Okazuje się jednak, że taki świeży bób to całkiem inna jakość, no i jeszcze nieuchwytna przyjemność gotowania "bliżej natury". Warto więc czasem kupić dla zabawy strączki bobu i pokusić się o zajęcie w stylu Kopciuszka. No może Kopciuszek nie mógł w międzyczasie przeglądać sobie netu i w dodatku do przebierania miał ociupinkę bardziej pracochłonny mak. ;)
Po odkryciu bobu posypały mi się też jak z rękawa przepisy na jego wykorzystanie. Często takie, w których gra pierwsze skrzypce. Celują w nich zwłaszcza kuchnie śródziemnomorskie. Tu mała dygresja - czy ktoś sobie przypomina z zajęć z filozofii jakieś związki między bobem a greckimi myślicielami? :) Konkretnie chyba chodziło o Pitagorasa. Nie świadczy to najlepiej o moim nauczycielu ze studiów, ale jest to jedna z niewielu informacji jakie mi do dzisiaj utkwiły z tego przedmiotu. ;) Nie daję tylko głowy czy Pitagoras przestrzegał przed jedzeniem nadmiernych ilości bobu czy do niego zachęcał.
Bób szczególnie bryluje w sałatkach (np. z fetą, burakami i roszponką, w lekkim vinaigrette), ale ja dzisiaj sobie wykoncypowałam lasagne z jego dodatkiem. Lasagne to, obok pierogów i spaghetti bolognese, najukochańsze danie mojego dziecka. Nawet mi jakoś umknęło, że wychodzi na to, że jest z niego poważny miłośnik makaronu. Robię od czasu do czasu klasyczne lasagne, które cieszy się szczególnie dużym wzięciem, gdy mamy nastoletnich gości.
W ramach wspominanej już tu niedawno obsesji przemycania warzyw, gdzie się da, do dzisiejszego "lasagnowego" ragù idzie sporo roślin, w tym duża dawka wspomnianego już bobu. Nie brakuje również mięsa. Ja użyłam cielęciny, ale można je robić z wołowiną lub nawet, jeśli ktoś lubi, z mieszanką tej ostatniej i wieprzowiny. Biały sos, zamiast beszamelu, jest na bazie jajek, mleka i śmietany.
Tym razem, mimo, że Łukaszowi danie bardzo smakowało, to samego siebie przeszedł mój mąż - życzył sobie lasagne na obiad i kolację i brał porażające wielkością dokładki. ;) Zapraszam wszystkich serdecznie na nieco lżejszą i bardziej zieloną niż zwykle lasagne z bobem.
Sos mięsno-warzywny:
2 cebule (1 biała , 1 czerwona), pokrojone w kostkę
1 por, pokrojony w kostkę
1 gałąź selera naciowego, pokrojonego w kostkę
1 czerwona papryka, pokrojona w kostkę
2 ząbki czosnku, przeciśnięte przez praskę
3 łyżki oliwy extra virgin
1 kg mielonej cielęciny
150 ml czerwonego wina
1 łyżeczka suszonej bazylii
2 łyżeczki suszonego oregano
400 g puszka pomidorów włoskich, pokrojonych na kawałki
200 ml przecieru pomidorowego
1 łyżka koncentratu pomidorowego
sól i świeżo zmielony pieprz do smaku
1 pęczek szczypiorku, drobno posiekanego
1/2 pęczka świeżej bazylii, drobno posiekanej
300 g ugotowanego, wyłuskanego bobu
Sos biały:
2 jajka
200 ml gęstej słodkiej 20% śmietanki
300 ml mleka
sól i pieprz do smaku
50 g startego sera grana padano
450 g świeżego lasagne (ok. 12 dużych płatów, każdy ok. 13x24 cm)
starty ser grana padano do posypania wierzchu
Sos biały:
2 jajka
200 ml gęstej słodkiej 20% śmietanki
300 ml mleka
sól i pieprz do smaku
50 g startego sera grana padano
450 g świeżego lasagne (ok. 12 dużych płatów, każdy ok. 13x24 cm)
starty ser grana padano do posypania wierzchu
Na rozgrzanej oliwie, w dużej i głębokiej patelni szklimy cebule , por, seler, marchewkę i paprykę przez ok. 5 min. Pod koniec tego czasu wrzucamy czosnek. Dodajemy mięso, rozdrabniamy i smażymy na ostrym ogniu przez ok. 10 min. Wlewamy wino, wsypujemy suszone przyprawy i smażymy aż płyn wyparuje. Dodajemy pomidory, przecier i koncentrat i pod przykryciem na maleńkim ogniu dusimy przez 1 i 1/2 godz. Doprawiamy do smaku solą i pieprzem. Po zdjęciu z ognia mieszamy ze świeżą bazylią i szczypiorkiem oraz z bobem.
Jajka lekko ubijamy z mlekiem i śmietaną, doprawiamy solą i pieprzem, dodajemy utarty parmezan.
Nagrzewamy piekarnik do 180ºC. Naczynie do zapiekania smarujemy masłem.
Nakładamy na dno kilka łyżek sosu mleczno-jajecznego. Kładziemy płaty makaronu, a następnie trochę mięsnego sosu i znowu mleczno jajecznego, przykrywamy kolejną warstwą lasagne. Powtarzamy aż do wyczerpania składników, kończąc miksturą mleczno-jajeczną na wierzchu i posypując startym parmezanem. Pieczemy lasagne przez 20 min przykrytą folią aluminiową. Odkrywamy i dopiekamy jeszcze przez kolejne 20 min.
Jajka lekko ubijamy z mlekiem i śmietaną, doprawiamy solą i pieprzem, dodajemy utarty parmezan.
Nagrzewamy piekarnik do 180ºC. Naczynie do zapiekania smarujemy masłem.
Nakładamy na dno kilka łyżek sosu mleczno-jajecznego. Kładziemy płaty makaronu, a następnie trochę mięsnego sosu i znowu mleczno jajecznego, przykrywamy kolejną warstwą lasagne. Powtarzamy aż do wyczerpania składników, kończąc miksturą mleczno-jajeczną na wierzchu i posypując startym parmezanem. Pieczemy lasagne przez 20 min przykrytą folią aluminiową. Odkrywamy i dopiekamy jeszcze przez kolejne 20 min.
Hm, pamiętam powiazania bobu z jakimś filozofem, ale nie stawiałam na Pitagorasa... Obudziłaś moją ciekawość, Agnieszko! JAk znajdę chwilę, poszperam w ksiażkach, bo muszę sobie przypomnieć, o co chodziło!
OdpowiedzUsuńA lazania wygląda świetnie, w zyciu nie pomyslałabym, by dodać do niej bobu!
Pozdrowienia ciepłe :)
Gotowałam już w tym sezonie z bobem i też po raz pierwszy kupiłam świeże strąki wiedziona wspomnieniami z dzieciństwa. Zrywałam bób z koleżanką w jej ogrodzie, łuskałyśmy go, a jej babcia gotowała go dla nas w ogrodzie na prowizorycznym palniku zrobionym z cegieł (kobiecina nie lubiła gotować w domu z przyczyn, których nie pamiętam). Później co najmniej raz na sezon moja mama kupowała torbę łuskanego bobu, z którego połowę zawsze zjadała nasza psinka, która bób uwielbiała i nie dała nikomu żyć jeśli ktoś go jadł.
OdpowiedzUsuńAgnieszko, ja sie ciesze, ze sie u nas w koncu sezon na bób skonczyl:)
OdpowiedzUsuńMarco uwielbia tradycyjna potrawe favas guisadas com carne, która musialam przygotowac mu wiele razy w tym sezonie.
Dla siebie (bo ja nie jadam miesa), ostatnio robilam sobie z bobem (wyluskanym ze skórki) salatki proste i smaczne z rzodkiewka, swieza kolendra i sosem vinagrette.
Ale to prawda, ze wlasciwie bób dopiero odkrylam tutaj i równiez wyszukiwalam róznych przepisów na jego wykorzystanie.
Jednym z niecodziennych przepisów, który odkrylam pochodzi z ksiazki Mª Lurdes Modesto „Cozinhar com vegetais” i jest nim prosta zupa z bardzo mlodziutkich straczków bobu (nie dokonca jeszcze sformowanego), ktore przygotowuje sie jak kapuste na caldo verde. I jeszcze przypomnialo mi sie, ze wyjadam prosto ze straku swieze bóbki (te najdelikatniejsze), gdy je zdaze na czas wysadzic w moim ogródku (ostatnie dwa lata spóznilam sie na sezon wysiewania).
Pozdrawiamy z dzis wyjatkowo pogodnego Alentejo
AniaPP
Pitagoras uciekając przed swoimi oprawcami zatrzymał się niestety prze polem bobu i... zginął...
OdpowiedzUsuńDlaczego tak się bali bobu ówcześni mędrcy nie wiem bo zacny on i zdrowy.
Nie robiłem nigdy lasagne z bobem a i ta cielęcina bardzo mi do tego pasuje. pozdrawiam
Zaciekawil mnie ten Pitagoras:)
OdpowiedzUsuńTutaj znalazlam wyczerpujaca chyba informacje, dlaczego unikal on bobu:
http://users.ucom.net/~vegan/beans.htm
Po raz pierwszy widzę tak pięknie sfotografowaną lasagne. Moja nigdy nie jest tak zdyscyplinowana :) Dodatek bobu bardzo mnie zaciekawił.
OdpowiedzUsuńJejku, Agnieszko jaka cudna lasagne! Zdjecia przepiękne, a potrawa tak apetyczna, że ślinka cieknie na sam widok.
OdpowiedzUsuńNigdy nie jadłam lasagne z bobem, strasznie mnie ciekawi jak smakuje.
Pozdrawiam Cię serdecznie:)
W Polsce, na targach, sprzedają świeży, wyłuskany już bób, którego ogromnym fanem jest mój Tata. Na jednym posiedzeniu potrafi zjeść nawet 1 kg bobu, posypany tylko solą!
OdpowiedzUsuńTakie lasagne bez wątpienia bardzo by mu posmakowało. Mnie zresztą też. ;))
Pozdrawiam!
Agnieszko, też mnie kiedyś ten Pitagoras intrygował - on mówił "nie jedzcie bobu" - znalazłam dwa wyjaśnienia wtedy: 1. P. uważał bób za łącznik z piekłem; 2. cierpiał na chorobę fasolową, brak jakiegoś enzymu, ale to już Ty będziesz lepiej wiedziała o co chodzi na pewno :)
OdpowiedzUsuńCiekawa historia w każdym razie :)
A lasagne, jak tylko będzie bób to zrobię na pewno, za samym bobem jakoś nie przepadam, ale w takich połączeniach jest pyszny!
Pozdrowienia :)))
pomysł na dodanie bobu wydaje mi się bardzo ciekawy i zapowiadający pyszny efekt końcowy :)
OdpowiedzUsuńZdaje się, że jest choroba o nazwie favism od fava beans po angielsku -- czyli niedobór enzymu dohydrogenazy. Parę rzeczy na to szkodzi, między innymi bób. Coś niesamowitego! Wydaje mi się, że chyba właśnie Pitagoras na to cierpiał.
OdpowiedzUsuńMoje bobowe wspomnienia są prawie identyczne z Twoimi, Agnieszko. Bób pojawiał się magicznie na stole, jako letni podwieczorek (śliczne słowo, prawda?), nikt nie wiedział kto i jak go przyrządzał. Była to jednak zwykle wielka frajda! Pozdrawiam.
Dorota
kiedyś w naszym ogródku rósł bób, pamiętam jego łuskanie - miało to swój urok
OdpowiedzUsuńteraz na straganach sprzedają gotowy wyłuskany w foliowych torebkach
już sie nie mogę doczekać, kiedy zrobię taką lasagne - piękna po prostu!
@All, jak to warto sie zapytac o cos swoich czytelnikow.:) Widze, ze Pitagoras wzbudzil zainteresowanie. Teraz pokojarzylam, ze tym bobem i jego zwiazkami z medycyna chcial pan adiunkt nas zainteresowac. A to nielatwe przy takich humanistycznie ograniczonych studentach, traktujacych filozofie jak taki "michalkowy" przedmiot, przegrywajacy w przedbiegach z taka anatomia czy fizjologia. :)
OdpowiedzUsuńAniu, jednak Pitagoras, choc wyjasnienie okazalo sie bardziej medyczne niz jak sie spodziewalam filozoficzne. On obserwowal, ze ludzie sie objadali bobem i czasem umierali, stad zalecal wstrzemiezliwosc. :) A tak swoja droga to inteligentni byli Ci antyczni medrcy - czasem z prostej obserwacji otoczenia potrafili wywnioskowac to samo co my dzisiaj za pomoca cudow nauki i techniki.
Nobleva, taki od babci z ogrodu, wlasnorecznie zrywany to juz w ogole musi byc bajka!! I super historia o psince wielbicielce bobu. :)
AniuPP, usmialam sie z tego, ze sie cieszysz z konca bobowego sezonu. Te "favas guisadas com carne" brzmia bardzo dobrze, chyba bede sie usmiechac o przepis. A kiedy w PT jest sezon na sianie bobu, bo ja z tymi terminami ogrodniczymi calkiem innymi niz w PL mam wielki problem i tez zwykle ze wszystkim sie spozniam. Dzieki za wyczerpujace info o bobie i Pitagorasie.
Bareya, wytlumaczenie ze wszech miar zrozumiale dla pitagorejczykow, a sma Pitagoras widac mial przeczucie w tym bobem. ;) Zapraszam do wyprobowania przepisu.
Olu, oj do zdyscyplinowania to jej bylo daleko, do szalu mnie doprowadzala przy "sesji zdjeciowej".
Majanko, ciesze sie ze sie podoba i zapraszam to wyprobowania bobowej wariacji.
Zaytoon, cos tak czulam, ze w PL latwiej i jest juz do kupienia wyluskany. Pozdrawiam serdecznie.
Moniko, dzieki za wyjasnienia o Pitagorasie. Ta wrodzona anemia hemolityczna rzeczywiscie wystepuje w basenie Morza Srodziemnego, tak ze wszystko sie zgadza.
Paula, dzieki za komentarz.
Doroto, dzieki za kolejne pitagorasowe wyjasnienia. Teraz musze poszukac czy to on chorowal czy tylko widzial u innych. Wyszedl z tego temat-rzeka. Milo mi dzielic z Toba wspomnienia z dziecinstwa. jakos Mamy zawsze wszystko potrafily magicznie przygotowac. :)
Justyno, prawda, ze cos jest w tym luskaniu? ;) Zapraszam do wyprobowania przepisu i dziekuje za komentarz.
Agnieszko, u mnie z tym bobem tez było tak rodzinnie - wspólne siedzenie i smakowanie:) Tak samo było z kukurydzą i orzechami..., albo pierwszymi truskawkami ze śmietaną lub gotowaniem świeżego dżemu jagodowego po wyprwie do lasu... Bób zawsze z mamy ogrodu, zatem łuskanie bobu też było w domu:) Cudowne... takie wielkie strąki i poduszkowa miękkość wnętrza... I tak najlepsze te wspomnienia...
OdpowiedzUsuńZdjęcia u Ciebie jak zawsze piękne:) A zielona lazania urocza:) Pozdrawiam pięknie:)
Bób to ja kocham miłością wielką:) Bardzo mi się podoba Twoja propozycja i już nie mogę się doczekać, kiedy będzie można go u nas dostać :) Ta lazania będzie u mnie na pewno :)
OdpowiedzUsuńJak zwykle i pięknie i smacznie...
OdpowiedzUsuńJa się bobem w Portugalii też zajadałem, zobaczymy czy w Polsce też będzie tak ogólnie dostępny na targu, jak np. w Cascais :)
pozdrawiam
Janusz
www.janusz-st-andrasz.blogspot.com
W Polsce niestety na świeży bób trzeba jeszcze trochę poczekać. Ale jak tylko się pojawi to wypróbuję bo i bób i lasagne mocno wpływają na moje ślinianki.
OdpowiedzUsuńEwelajno, oj ja też strasznie lubię tą aksamitną wręcz wewnętrzną wyściółkę. Świetne są takie rodzinne zajęcia i wspomnienia.
OdpowiedzUsuńAtino, cieszę się bardzo. Daj znać czy się udała.
Janusz, no widzę, że następna osoba, która odkryła bób w PT.:) W PL mam wrażenie, że chyba sezon troszkę krótszy jest niż tutaj. Ale mogę się mylić.
Shinju, w takim razie czekam na relacje z dokonań w bobowym sezonie.
Uwielbiam bób. Ta lasagne musi być pyszna. Piękne zdjęcia.
OdpowiedzUsuń