Trochę nietypowa propozycja na Walentynki. Ani nie różowa, ani nie w kształcie serca ... za to słodka jak miód i znakomita do jedzenia we dwoje. Wypiek na tyle efektowny i smakowity, że nadaje się na każdą uroczystą okazję (u nas w domu gościł też nawet na świątecznym stole). Nie mogłam się oprzeć temu ciastu, odkąd zobaczyłam je na kilku serbskich blogach (a konkretnie u
. Dziewczyny wspominają tam, że jest to wypiek bardzo popularny w Rosji. I rzeczywiście, nawet tu w Porto w rosyjskim sklepie spożywczym można kupić już gotowe miodowe blaty do jego wykonania. My oczywiście nie pójdziemy na taką łatwiznę. ;) Warstwy ciasta upieczemy własnoręcznie.
Niezwykle przemawiały mi do wyobraźni cieniutkie warstwy miodowego ciasta przekładane kremem z kwaśnej śmietany. W dodatku przypominało mi ono nieco, bardzo w swoim czasie popularny na forum CinCin, wypiek Lidqui o dźwięcznie brzmiącej nazwie "ciasto ciepnięte". ;) W moich blogowych zbiorach też mam już zresztą przepis na moją wersję miodownika. Ten stary jest jednak nieco inny od dzisiejszego - przede wszystkim ma krem maślano-jajeczny z dodatkiem kaszy mannej, a poza tym ma tylko dwie warstwy ciasta, a na wierzchu miodowo-orzechową polewę.
Ten rosyjski zachwycił mnie swoim smakiem - ciasto musi odstać koniecznie minimum 1 dzień w lodówce, wtedy śmietanowy krem cudownie zmiękcza i oddaje wilgoć początkowo dość twardym warstwom ciasta. Mimo, że miodu jest tylko odrobina, jego smak jest bardzo intensywnie wyczuwalny, chyba dlatego, że niczym specjalnie nie zakłócony. Ciasto dosłownie rozpływa się w ustach. Gdy tylko minie "okres karencji", gdy pod żadnym pozorem nie pozwalam go dotykać, nagle wzmaga się niezwykle u nas w domu ruch przy lodówce. Co chwilę sobie ktoś mimochodem odkraja "jedynie taki malenieczki plastereczek". ;)
Nie będę ukrywać, że to ciasto sprawia pewne trudności przy wykonaniu, nie byłabym więc sobą, gdybym przy kolejnym jego wykonaniu nie zmodyfikowała przepisu. Smak jednak rekompensuje cały wysiłek.
Pierwszym problemem jest rozłożenie miodowego ciasta na blaszce - wychodzi za lepkie do wałkowania i za gęste do rozsmarowania łyżką. Najlepszym sposobem jest chyba rozprowadzenie go moczonymi co chwilę w zimnej wodzie dłońmi. Staramy się uzyskać jak najcieńszą warstwę, bo ciasto w trakcie pieczenia jeszcze nieco rośnie.
Drugi szkopuł to śmietanowy krem. W oryginale śmietany było 1,5 l i aż 2 szkl cukru. Ja natychmiast zmniejszyłam ilość cukru. Później doszłam do wniosku, że nie mam szans aż takiej ilości śmietany rozsmarować na cieście. Ona się niestety rozrzedza po posłodzeniu i pojawia się problem przy nakładaniu warstw na siebie - krem wypływa bokami, a "wieża" z ciasta staje się niestabilna. Moja rada jest taka - jak najgęstsza i jak najtłustsza śmietana (ja kupuję w moim ruskim sklepie kwaśną śmietanę 40% i taka jest chyba idealna, niezłe będzie też 30% crème fraîche) i jak najmniej cukru. U mnie cukru jest tylko 3/4 szkl, a śmietany ok. 1 litra. Koniecznie odsączcie zbierający się w opakowaniu serwatkowy płyn przed wymieszaniem śmietany z cukrem. Ja używam część śmietany nieco bardziej płynnej (21%), bo ciasto potrzebuje jednak wchłonąć trochę wilgoci. Można jednak spróbować dać tylko tą bardzo gęstą i tłustą.
Mimo tych zabiegów krem i tak trochę wypływa przy smarowaniu, ale nie należy się tym za bardzo przejmować, najwyżej to co wypłynęło rozsmarować na bokach ciasta, a potem dla stabilności zawinąć szczelnie w folię aluminiową. Później i tak wszystko wsiąknie w ciasto i ładnie się ustabilizuje. Jeśli ktoś woli może zrobić miodownik z mniejszej ilości warstw. Myślę, że nie najgorszym pomysłem jest też układanie warstw w wyłożonej folią aluminiową wysokiej podłużnej foremce (takiej do keksa).
Zapraszam Was serdecznie na moje tegoroczne miodowe walentynkowe ciasto.
płaska blaszka 30 x 40 cm
3 duże arkusze papieru do pieczenia
folia aluminiowa
Ciasto miodowe:
3 duże arkusze papieru do pieczenia
folia aluminiowa
Ciasto miodowe:
3 duże jajka
szczypta soli
220 g (1 szkl) cukru
70 g (4 łyżki) masła
60 g (3 łyżki) miodu
2 łyżeczki sody
550 g mąki
Krem:
750 g ml kwaśnej śmietany 30-40% lub gęstego crème fraîche
300 ml kwaśnej śmietany 21%
170 g (3/4 szkl) cukru
1 op. (7,5 g) cukru waniliowego
Jajka ubić ze szczyptą soli i cukrem na kremową i puszystą masę (można to zrobić na parze, ale nie jest to obowiązkowe). Miód i masło rozpuścić. Lekko przestudzone dodać do jajek, jeszcze przez chwilę wszystko razem ubijać. Dodać sodę i wymieszać. Partiami dodawać mąkę, mieszając drewnianą łyżką, aż ciasto zrobi się gęste, ale będzie nadal miękkie i plastyczne.
Nagrzać piekarnik po 180ºC. Podzielić ciasto na 3 porcje. Rozsmarowywać ciasto na całości blaszki wyłożonej papierem do pieczenia. Każdy z trzech placków piec po 6-8 min, aż zrobi się z wierzchu miodowo-złoty (trzeba być czujnym i często zaglądać przez szybkę do piekarnika, żeby ich nie przypalić).
Śmietany wymieszać z cukrem i cukrem waniliowym. Wstawić do lodówki.
Gdy placki zupełnie wystygną oderwać je ostrożnie od papieru do pieczenia. Pokroić każdy na 3 części (w poprzek dłuższego boku). Otrzymamy tym sposobem 9 podłużnych placków.
8 placków posmarować śmietaną. Ostatni, który pójdzie na wierzch, pozostawić nieposmarowany. Zostawić je na chwilę, żeby ciasto odrobinę nasiąkło smietaną (tak na 5-10 min). Na dużym arkuszu folii aluminiowej układać placki jeden na drugim (ostrożnie przenosząc je na długim i szerokim nożu), na samej górze układając ten bez śmietany. Ewentualnie wypływający krem rozsmarowywać na bokach ciasta. Miodownik zawinąć ściśle i szczelnie w folię aluminiową i włożyć do lodówki. Ja układam folię aluminiową na desce do krojenia i potem razem z nią przenoszę ciasto do lodówki. Obowiązkowo zostawić w lodówce do następnego dnia.
8 placków posmarować śmietaną. Ostatni, który pójdzie na wierzch, pozostawić nieposmarowany. Zostawić je na chwilę, żeby ciasto odrobinę nasiąkło smietaną (tak na 5-10 min). Na dużym arkuszu folii aluminiowej układać placki jeden na drugim (ostrożnie przenosząc je na długim i szerokim nożu), na samej górze układając ten bez śmietany. Ewentualnie wypływający krem rozsmarowywać na bokach ciasta. Miodownik zawinąć ściśle i szczelnie w folię aluminiową i włożyć do lodówki. Ja układam folię aluminiową na desce do krojenia i potem razem z nią przenoszę ciasto do lodówki. Obowiązkowo zostawić w lodówce do następnego dnia.
Agnieszko świetna propozycja na Walentynki :) Zwłaszcza, jeśli je się wspólnie jeden kawałek :)
OdpowiedzUsuńPięknie się prezentuje. Przypomina mi takie ciasto cioci z dzieciństwa. Uważam że całkiem walentynkowy-miód na serce.
OdpowiedzUsuńTo ciasto mnie przeraża. To znaczy przeraża mnie to, ile bez wątpienia bym go zjadła. Więc wolę nie ryzykować. ;))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
jak ono wygląda!!! bardzo , bardzo
OdpowiedzUsuńelegancko , smakowicie i pięknie
to niezwykle pyszne ciasto
OdpowiedzUsuńlubię, gdy mama piecze miodowe blaty, a później przekłada kremem
jest wysokie i ładnie się prezentuje
a na Twoich zdjęciach to już szczególnie :-)
z tego co piszesz to faktycznie jest trochę pracochłonne i nie należy do najłatwiejszych, ale ja lubię wyzwania dlatego przepis zapisałam nie tylko dlatego że poćwiczę cierpliwość, co mam ogromną ochotę na najprawdziwszy miodownik :))
OdpowiedzUsuńAgnieszko, ten miodownik to dzieło sztuki ! Wygląda rewelacyjnie! Choć takie czasochłonne to na pewno warto je zrobić by rozkoszować się tym smakiem.
OdpowiedzUsuńPiękne!
Zaniemówiłam. Jak mi się chce tego ciasta! Wygląda po prostu jak marzenie...Piękne:D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Piękna wieża:)
OdpowiedzUsuńPiękna.
Zazdroszczę Ci tego portugalskiego światła, Agnieszko!:)
Ciasto marzenie.
OdpowiedzUsuńSpody przypominają mi trochę placek cudo w moim domu zwany cudaczkiem ale krem jest zupełnie inny! Jej to musi smakować obłędnie.
I jest taaaaaki wysoki do nieba :)
Pozdrawiam słonecznie :)
wygląda fantastycznie, rzeczywiście to najprostszych nie należy, ale dla odważnych... już mam ochotę na to cudo :)
OdpowiedzUsuńświetna propozycja :)
Ja też ten miodownik na tych serbskich blogach widziałam i wywarł na mnie wrażenie... A poza tym - na Podlasiu piecze się coś podobnego pod nazwą "marcinek", ale z ciasta bez miodu. Ta miodowa wersja wydaje mi się dużo smaczniejsza:)
OdpowiedzUsuńBajeczne! Ale TO musi smakować. I zdjęcia!
OdpowiedzUsuńim bardziej czytalam Twoja opowiesc tym bardziej przypominal mi sie onegdaj zanotowany przepis na tort miodowy babci Gaby. Gaba to byla moja kolezanka ze studiow a babcia to byla jej babcia, mieszkaly sobie razem w Bialogardzie :)
OdpowiedzUsuńBabcia Gaby robila wiec takie niesamowite, wielopietrowe ciasto miodowe z kremem z kaszka manna. mozna sie bylo za nie dac pokroic ;) no i patrze a tutaj identyczny tort. chyba kiedys bede musiala zrobic, bo oczywiscie przepis zanotowalam ale nigdy nie zrobilam :D
pozdrawiam
Mnie to ciasto przypomina tort który pieke na ważne okazje, tort rumuński, orzechowo miodowe blaty przekładane kremem mleczno-waniliwo-orzechowym pychaaaa:)
OdpowiedzUsuńMoja babcia piekła miodownik z kremem z manny, taki jak ten, który zalinkowałaś. Ja sobie mannę na własne potrzeby zamieniłam na kleik ryżowy ale muszę spróbować tej wersji bo lekko kwaskowa śmietana powinna baardzo pasować do miodowych placków. Skąd ja znam te ciągłe trzaski drzwi lodówkowych i odkrawanie ciasta po malunim kawałeczku :)
OdpowiedzUsuńAle wysoki!!!! Mama taki piecze ale nie az tak wielgachny!
OdpowiedzUsuńIt's wonderful! I am so happy you liked it :)
OdpowiedzUsuńBeautiful photos!
gdy przeczytalam o kremie do tego ciasta przypomnialam sobie mojego Tate jedzacego chleb posmarowany smietana i posypany cukrem;gdy byl mlodszy jadal ten smakolyk bardzo czesto-a gdy byl dzieckiem to byl to substytut ciasta czy cukierkow w ubogiej wiejskiej rodzinie
OdpowiedzUsuńHou hou hou, porażający miodownik, Agnieszko! Jest sobota rano, jeszcze nie jadłam śniadania i mam OGROMNĄ ochotę na kawał ciacha. Świetnie Ci wyszły te warstwy.
OdpowiedzUsuńPOzdrawiam ciepło z Trojmiasta!
Dawno mnie tu (w sensie komentowania) nie bylo, ale jest na to proste wytlumaczenie. Kiedy przeczytam posta i obejrze Twoje piekne zdjecia odejmuje mi mowe, bo najczesciej wszystko juz zostalo powiedziane a zdjecia...ach . Piekny miodownik i jak najbardziej na Walentynki!
OdpowiedzUsuńOjej... jaki piękny. Jadłam podobny, wysoki (ale nie tak piękny oczywiście) w Pradze.. :) Próbowałam go sfotografować a potem w domu powtórzyć i zrobić, ale zdjęcie nie wyszło, bo światło było słabe... a o po powrocie do domu miałam tyle innej pracy, że o miodowniku zapomniałam. Teraz oglądając Twoje zdjęcia nie ma już ucieczki dla mnie - będę musiała go upiec. Pozdrawiam ciepło :)
OdpowiedzUsuńMiodownik to moje najpyszniejsze wspomnienie z wakacji u braci Czechów. Serdecznie kawałki ciasta i do tego jakieś dobre czeskie wino...
OdpowiedzUsuńAgnieszko, moja synowa znad Zatoki Puckiej nazywa go "Miodownik", ja w Galicji "Mazurkiem" a ziec (srodek Polski)-"Placek czeski". Czy mozglabys wynalezc jedna nazwe dla nas wszystkich? Taki zmodyfikowany kod, ktory bylby byc zrozumialy w calej nasze malej przeciez Polsce?
OdpowiedzUsuńRobilam go na zakonczenie mojego kursu z hiszpanskiego i nazwany zostal przez braci kursantow "Tortem czekoladowym"???!
Jak sie zwal, tak sie zwal, chyba smakowal bo niektore panie wziely reszte dla swoich panow.
Pozdrowienia z krainy sniegiem zasypanej!
Niesamowita konstrukcja! Maja i Gucio chyba by oszaleli na sam widok!:-) Pozdrawiam ciepło :-)
OdpowiedzUsuńale wysokie! piękne!
OdpowiedzUsuńPięknie prezentujące się ciasto. "Okres karencji" przy miodowniku obowiązywał i u mnie w domu. Placki w domowym wypieku były podobne, masa za to inna-waniliowa ale na budyniu.
OdpowiedzUsuńŚwietne orzechy w miodzie, tęsknię za ciepłem
pozdrowienia!
ach jeszcze zapomniałam dodać, że jak tylko moim oczom ukazało się pierwsze zdjęcie z widelcami, później kolejne z miodownikiem pionowo, miałam skojarzenie z jakąś piękną, strzelistą, świetlistą, gotycką katedrą (:
OdpowiedzUsuńdziwne to skojarzenie, ale miodownik właśnie taki idealny. wysoki, piękny, na świetlistych zdjęciach :)
pozdrowienia!
wow!!! niezwykle apetycznie wyglada a do tego imponujaco!!!!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Wygląda ładnie i apetycznie!
OdpowiedzUsuńDopiero odkryłam Twoją stronę, ale zapewniam, że będę tu wchodziła codziennie w poszukiwaniu nowych przepisów :)
Pozdrawiam!
Bardzo dziękuję wszystkim za komentarze. Cieszę się, że ciasto się podoba. Teraz tylko czekam czy ktoś się na nie odważy. ;)
OdpowiedzUsuńZaytoon, cudowny jest Twój komentarz i wyjaśnienie dlaczego ciasto Cię przeraża. ;)
Polko, cudaczek ? Super się nazywa, a jaki ma krem?
An-no, a krem w "marcinku" też jest z kwaśnej śmietany? Uwielbiam takie przeróżne regionalne odmiany.
Leloop, gdyby Ci brakowało kremu z kaszki mannej to tortu Babci Gaby, to on jest w linku do mojego świątecznego miodownika. Myślę, że z tym kaszkowym kremem są mniejsze problemy w utrzymaniu ciasta w pionie niż w przypadku kwaśnej śmietany. Tak sobie myślę, poddałaś mi ten pomysł pisząc o torcie, że można by było piec blaty w tortownicy i potem w niej przekładać kremem, wtedy na pewno będzie mniej wypływać, no i nie będzie kłopotu ze stabilnością "wieży".
Anonimowy, tort rumuński, to brzmi fenomenalnie (tzn. jego skład). A można się uśmiechnąć o przepis...? :)
Felluniu, widzę, że nie tylko u mnie w domu są lodówkowi podjadacze. ;)
Marija, I'm happy I found it on your blog. Great thanks for this recipe and your help!
Anulko, ja myślę, że możemy pozazdrościć Twojemu Tacie smaku chleba i śmietany, po na pewno jedno i drugie było na wsi rewelacyjnej jakości.
Misiu, teraz mi się skojarzyło jak napisałaś o Pradze, że widziałam kiedyś na forum CinCin wersję miodownika pod nazwą placek czeski. Widać kulinarnie mamy pewne pansłowiańskie dania. ;)
Maszketnik, no właśnie czyli jednak miodownik się czesko kojarzy. :)
Anno, czyli ja niechcący ale, jak na pochodzącą z Trójmiasta przystało, wpisałam się nazewnictwem w tradycję Wybrzeża. ;) Niesamowite ile my w Polsce mamy nazw na jedno i to samo. :)No ale kursanci z tortem czekoladowym pobili wszystko!! ;)
Mich, waniliowo-budyniowa masa brzmi kusząco. Muszę kiedyś wypróbować.
Kasiu, o rany , jakie porównanie!! Dziękuję serdecznie za miłe słowa. On faktycznie jest trochę "architektoniczny" , no i jak pisałam są z nim "budowlane" problemy. ;)
OK, dziękuję za odwiedziny i zapraszam jak najczęściej.
Piękne zdjęcia, a ciasto wyglada wyśmienicie.....:)
OdpowiedzUsuńAgnieszka, rany jak ja pozno tu dotarlam... juz marzec :-) Piekne zdjecia, iscie walentynkowe!
OdpowiedzUsuńWyobraz sobie, ze od kilku lat w Czechch bije rekordy popularnosci "medovnik", mlodzi Czesi nawet podobno mysla ze to ciasto narodowe, a przywedrowalo z Rosji czy Ukrainy przd kilkunastu laty...
Zbabieram sie za nie od paru lat, gdy napisalas o modyfikacjach to czuje sie dodatkowo zachecona, juz sobie mysle ilu trzeba gosci na ta porcje? :-) Chyba mniejsza blacha sie przyda...
Pozrawiam cieplo!
Basia, no ja jeszcze pozniej dotarlam z odpowiedzia na komentarz. ;) Pamietam, ze na forum CinCin podawano wlasnie jakas odmiane miodownika pod nazwa placek czeski, bodajze.
OdpowiedzUsuńWiesz u mnie z ta porcja jakos nie bylo problemu. Meza nie moglam odpedzic od lodowki. Ciagle podkradal z niej to ciasto.:) Ja zreszta tez nie moge powiedziec, zeby latwo mi sie bylo mu oprzec. Ono tak cudownie przesiaka irobi sie puszyte. Mniamm... chyba musze je powtorzyc. ;)
Ciasto wygląda smakowicie. Jadłam podobne w Czechach. Jeśli się nie mylę, to ich narodowy specjał.Niestety taka śmietana jest w Polsce nie do zdobycia....
OdpowiedzUsuńkaszy manny, nie mannej
OdpowiedzUsuńZawsze dobry i ciekawy przepis z całego świata.
OdpowiedzUsuń