W Portugalii jesień stoi pod znakiem kasztanów, granatów, persymonów i pigwy. Winobranie to tutaj jeszcze właściwie późne lato z perspektywy takich jak my, północnych Europejczyków. Z pigwy nazywanej tu marmelo tradycyjnie robi się marmoladę (po portugalsku marmelada ;) ). Ta nazwa w Portugalii, inaczej niż w Polsce, zarezerwowana jest jedynie dla pigwowych przetworów. Jest to właściwie owocowy blok, który się kroi na plasterki i najczęściej jada w serowym towarzystwie. Można oczywiście na upartego smarować tym chleb. Problem z portugalskimi przetworami jest taki, że wszystkie zawierają wprost przerażającą ilość cukru. Dodam jeszcze, żeby nikt nie mówił, że nie widzę drugiej strony medalu, iż jakikolwiek domowy dżem, który zanosiłam do pracy, większość Portugalczyków uważała za zbyt mało słodki i stanowczo za kwaśny. Widać tolerancję na ilość cukru trzeba wyssać z mlekiem matki .... ;)
Jeszcze parę słów o pachnących i przyjemnie kwaskowatych pigwach. Mój pigwowy repertuar powoli się rozszerza od czasu, gdy tu mieszkam. Piętrzące się na każdym straganie złoto-żółte pigwy kuszą i zachęcają do kulinarnych eksperymentów. Jednak od lat pierwsze miejsce wśród naszych pigwowych przysmaków zajmuje ..... pigwówka. Jest to moja najulubieńsza nalewka. Przepis z konieczności nieco ewoluował, w porównaniu z babcinym oryginałem. Wódkę i niedostępny tu spirytus zastąpił popularny winogronowy alkohol aguardente i słodkie, mocne wino moscatel o bursztynowym kolorze. Cytrusy znalazły się w recepturze dla aromatu i po to, żeby przełamać słodycz nalewki. Bardzo polecam też użycie miodu i brązowych cukrów, które szalenie wzbogacają wachlarz smaków i aromat trunku. Ta pigwówka w moim wydaniu to taki bardzo "babski" i raczej słabiutki trunek.
Owoce odsączone z alkoholu są później znakomitym dodatkiem do deserów i popołudniowej herbaty (najlepiej to by mi się widziała taka z samowaru, którego zresztą niestety nie posiadam).
Z tego typu alkoholami problem jest tylko jeden - trzeba dużej siły woli i wstrzemięźliwości, żeby pić je dopiero wtedy, gdy będą w apogeum swojego smaku. ;)

Cytrusowa pigwówka z korzeniami
1kg pigwy, obranej i pokrojonej w plasterki, ważonej po obraniu
250g ciemnego płynnego miodu
50g ciemnego brązowego cukru z melasą
200g jasnego brązowego cukru
1 i 1/2 l aguardente (można zastąpić wódką lub brandy)
250 ml słodkiego wina moscatel (nada się też madera lub porto tawny)
2 laski cynamonu
sok i skórka obrana z 1 cytryny
sok i skórka obrana z 1 pomarańczy
kawałek świeżego imbiru grubości 1 cm obrany i pokrojony w plastry
4 goździki
Sok z cytrusów mieszany z miodem i dwoma rodzajami cukru, zalewamy tym plasterki pigwy, włożone do dużego słoja. Dodajemy skórki cytrusowe, cynamon oraz goździki i zostawiamy na 2-3 dni na słonecznym parapecie, żeby puściło sok. Po tym czasie zalewamy alkoholem i odstawiamy w ciemne miejsce na ok. 2-3 miesiące. Odsączamy nalewkę i filtrujemy przez gazę lub jeszcze lepiej watę do ładnej karafki. Najlepiej rozkoszować się nią dopiero po 2 latach od nastawienia.
Długi okres wyczekiwania, ale pewnie lepsza w smaku i w mocy:)
OdpowiedzUsuńOj, spróbowałabym takiej pigwówki! A zwłaszcza owoców :)
OdpowiedzUsuńJa też bym spróbowała:) Jejku, to musi smakować cudownie. Piękny kolor i w ogóle składniki bombowe, mniam!:)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńKiedyś piłam pigwówkę własnej roboty, smak miała niesamowity, ech..
OdpowiedzUsuńTo musi być pyszne.
OdpowiedzUsuńBabskie nalewski są najlepsze:)
To musi byc pyszne:)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńBardzo żałuję, że u nas pigwa jest tak mało popularna...Cóż, najwyraźniej to kolejny pretekst do odwiedzenia Portugalii:)
OdpowiedzUsuńTak na marginesie, moja mama ma samowar, ale trzyma w nim kwiaty...
pieknie wyglada ta nalewka i po skladzie widze,ze pyszna musi byc!!!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
To co, Agnieszko, ja też zrobię i... czekamy te dwa lata...?
OdpowiedzUsuńRaz tylko piłam PYSZNĄ pigwówkę i szukałam dobrego przepisu na nią. Może Twoja będzie w sam raz. Małe pigwy są u mamy na działce, ale sporóbuję upolować te duże... Malinówka i aroniówka już poprzelewane do butelek czekają na SWÓJ czas. W słoiku jeszcze "Nalewka bożonarodzeniowa" z tej strony http://kuchniaszczescia.blogspot.com/2009/05/nalewek-czar.html
czeka Świąt i nabiera mocy;)
Przepis drukuję:)
U mnie przegryza się pigwówka na whisky. Nie wiem, czy takie pyszności mają szansę na tak długie stanie. W niektórych domach to chyba niemożliwe...
OdpowiedzUsuńMOja mamcia tez robi pigwówkę, wg mnie to najpyszniejsza nalewka, jaka istnieje :)
OdpowiedzUsuńTeż mam pigwówkę i jestem twarda, nie dam i sama nie tknę, dopóki nie dojrzeje :)
OdpowiedzUsuńAle Twoja ma bardzo ciekawy smak i następną z pewnością zrobię wg tej procedury
w ogrodzie rodziców jest krzaczek pigwowca. Spróbuję w przyszłym roku zrobić z nich taką pigwówkę. Na pewno będzie kwaśniejsza, bo to nie jest prawdziwa pigwa:)
OdpowiedzUsuńW tym roku krzaczek miał mało owoców, bo jest młodziutki. Może za rok będzie więcej:)
Ładną karafkę mam, ale brakuje mi kieliszków do kompletu.
Agnieszko zachorowałam na Twoje kieliszki - są cudne!
Twoja wersja wygląda mi pysznie...ja robię tradycyjną, ale też pyszna, pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńDear Author www.kuchnianadatlantykiem.com !
OdpowiedzUsuńI like your idea. I suggest to take out for the general discussion.
A ja myślałem, że skłonności do ogromnej ilości cukru mają tylko mieszkańcy krajów arabksich (te marokańskie ciastka i herbaty...). Teraz już wiem wiem, na co uważać, gdy zawitam do Portugalii ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Dawno do Ciebie nie zaglądałam, a tu tyle zaległych smakołyków i ciekawych tekstów. Lubię Cię odwiedzać, choć zazwyczaj siedziałam cichutko, ale dziś pozdrawiam serdecznie i cieplutko. Asia
OdpowiedzUsuńAgnieszka, marmelada rozbudzila moje wszelkie marzenia - pieknie o niej piszesz! A pigwowka - wspanialosci, owe 2-3 miesice to zapewne klucz do skucesu, jak znam nalewki :-)
OdpowiedzUsuńTo już sezon, to już czas! ;]
OdpowiedzUsuń