Pozwólcie, że jeszcze raz przerwę moje nudzenie o Azorach (obiecuję, że już niewiele go zostało). Tym razem przyczyną jest oficjalnie rozpoczęty sezon "granatowy" i wrześniowe upały w Porto. Już w zeszłym roku nudziłam Was tutaj tym w co przetwarzam jesienne granaty. W tym roku ocet aromatyzowany tymi owocami również już tradycyjnie zrobiłam, ale tym razem skusiłam się na lody z dodatkiem soku z granatów. Mam na myśli sok ze świeżo wyciśniętych owoców, a nie o wiele mniej atrakcyjne smakowo (już nie mówiąc, że zdrowotnie) granatowe soki dostępne w sprzedaży. Zwykle cukru i wody więcej tam niestety niż granatów.
Przepis, na którym bazowałam, oryginalnie autorstwa Nigelli Lawson, już nieco zmodyfikowany znalazłam tutaj. Obawiam się, że mój jest prawdopodobnie dość daleki od tego, co proponuje gwiazda brytyjskich kulinariów. Niestety konkretnych różnic nie mogę zweryfikować ze śmiesznego powodu - nie mam dostępu do oryginału. Otóż muszę się Wam do czegoś przyznać. Pewnie trochę zdziwię, a może i rozczaruję swoich czytelników. Jak pewnie pamiętacie, mam sporą kolekcję książek kucharskich. Nie ma jednak w mojej bibliotece ani jednej pozycji napisanej przez panią Lawson. I to nie dlatego, że mam cokolwiek przeciwko autorce. Ba, nawet z przyjemnością oglądałam kilka jej programów telewizyjnych. Powodem jest chyba przekora - absolutnie wszyscy jej książki mają, więc ja doszłam do wniosku, że chyba ich nie potrzebuję, bo co ciekawszymi przepisami znajomi (ci z "realu" i ci internetowi) się ze mną podzielą. ;)
Przepis, na którym bazowałam, oryginalnie autorstwa Nigelli Lawson, już nieco zmodyfikowany znalazłam tutaj. Obawiam się, że mój jest prawdopodobnie dość daleki od tego, co proponuje gwiazda brytyjskich kulinariów. Niestety konkretnych różnic nie mogę zweryfikować ze śmiesznego powodu - nie mam dostępu do oryginału. Otóż muszę się Wam do czegoś przyznać. Pewnie trochę zdziwię, a może i rozczaruję swoich czytelników. Jak pewnie pamiętacie, mam sporą kolekcję książek kucharskich. Nie ma jednak w mojej bibliotece ani jednej pozycji napisanej przez panią Lawson. I to nie dlatego, że mam cokolwiek przeciwko autorce. Ba, nawet z przyjemnością oglądałam kilka jej programów telewizyjnych. Powodem jest chyba przekora - absolutnie wszyscy jej książki mają, więc ja doszłam do wniosku, że chyba ich nie potrzebuję, bo co ciekawszymi przepisami znajomi (ci z "realu" i ci internetowi) się ze mną podzielą. ;)
Do tego deseru, na który przepis ponoć można znaleźć w książce "Nigella Express", autorka nie używa maszynki do lodów, zwyczajnie je zamraża w pudełku. Ja jednak, będąc szczęśliwą posiadaczką tego urządzenia, postanowiłam je wprawić w ruch. Nie wiem jak lody wychodzą bez maszynki, przy jej użyciu - ku mojej wielkiej radości - otrzymujemy istny puch.
Tak nawiasem mówiąc to technicznie w/g niektórych klasyfikacji nie są to lody, bo nie mają w składzie jajek, tylko szerbet (uwaga to nie literówka: szerbet a nie sorbet). Ale że to jakiś amerykański podział my pozostaniemy przy bardziej swojskiej nazwie.
Moim autorskim dodatkiem jest jeszcze odrobina melasy z granatów, bardzo podnoszącej smak lodów. Poza tym zastąpiłam cukier puder zwykłym cukrem, który równie idealnie rozpuszcza się w soku z granatów. Ostatnia już zmiana to użycie 30% kremówki zamiast 48% - o zgrozo ;) - double cream.
Smakowo są te lody znakomite - słodko-kwaśne nuty granatów, pogłębiająca aromat melasa i wspaniała puszysta, śmietankowa konsystencja. W sumie - mrożona ambrozja na zakończenie lata. Ja bym je nawet nazwała rajskimi, bo to ponoć na granat, a nie jabłko, skusili się Adam i Ewa.
Tak nawiasem mówiąc to technicznie w/g niektórych klasyfikacji nie są to lody, bo nie mają w składzie jajek, tylko szerbet (uwaga to nie literówka: szerbet a nie sorbet). Ale że to jakiś amerykański podział my pozostaniemy przy bardziej swojskiej nazwie.
Moim autorskim dodatkiem jest jeszcze odrobina melasy z granatów, bardzo podnoszącej smak lodów. Poza tym zastąpiłam cukier puder zwykłym cukrem, który równie idealnie rozpuszcza się w soku z granatów. Ostatnia już zmiana to użycie 30% kremówki zamiast 48% - o zgrozo ;) - double cream.
Smakowo są te lody znakomite - słodko-kwaśne nuty granatów, pogłębiająca aromat melasa i wspaniała puszysta, śmietankowa konsystencja. W sumie - mrożona ambrozja na zakończenie lata. Ja bym je nawet nazwała rajskimi, bo to ponoć na granat, a nie jabłko, skusili się Adam i Ewa.
Pasteloworóżowe lody z granatów
2 dojrzałe granaty
1 limonka
150 g cukru1 łyżka melasy z granatów
500ml śmietanki kremówki 30%
1 łyżeczka grenadyny dla koloru*
2 dojrzałe granaty
1 limonka
150 g cukru1 łyżka melasy z granatów
500ml śmietanki kremówki 30%
1 łyżeczka grenadyny dla koloru*
Najlepiej dzień wcześniej umieszczamy w zamrażarce wkład do lodowej maszynki.
Kroimy granaty w poprzek na pół i wyciskamy z nich sok (najwygodniej użyć wyciskarki do cytrusów, ale można to zrobić zgniatając ziarenka w dłoniach; do tego ostatniego warto się zabrać w rękawiczkach, żeby nie mieć przez jakiś czas przynajmniej krwistoczerwonych dłoni). Przecedzamy sok przez gęste sitko. Do lodów będziemy potrzebować 200ml soku, to co zostanie można ze smakiem wypić.
Wyciskamy sok z limonki. Oba soki mieszamy z cukrem oraz z melasą i na chwilę odstawiamy do rozpuszczenia. Następnie wstawiamy je do lodówki do mocnego oziębienia, w tym samym miejscu umieszczamy śmietankę kremówkę.
Wyjmujemy z zamrażarki wkład do maszynki do lodów. Soki mieszamy ze śmietaną lekko ubijając trzepaczką, tylko do połączenia składników. Kręcimy lody w/g instrukcji naszej maszynki.
Kroimy granaty w poprzek na pół i wyciskamy z nich sok (najwygodniej użyć wyciskarki do cytrusów, ale można to zrobić zgniatając ziarenka w dłoniach; do tego ostatniego warto się zabrać w rękawiczkach, żeby nie mieć przez jakiś czas przynajmniej krwistoczerwonych dłoni). Przecedzamy sok przez gęste sitko. Do lodów będziemy potrzebować 200ml soku, to co zostanie można ze smakiem wypić.
Wyciskamy sok z limonki. Oba soki mieszamy z cukrem oraz z melasą i na chwilę odstawiamy do rozpuszczenia. Następnie wstawiamy je do lodówki do mocnego oziębienia, w tym samym miejscu umieszczamy śmietankę kremówkę.
Wyjmujemy z zamrażarki wkład do maszynki do lodów. Soki mieszamy ze śmietaną lekko ubijając trzepaczką, tylko do połączenia składników. Kręcimy lody w/g instrukcji naszej maszynki.
*tylko wtedy jeśli kupione granaty mają niezbyt intensywnie czerwone ziarenka
aż wstyd się przyznać, ale taki pastelowy róż, to mój ulubiony letni kolor:) Lody muszą być pyszne, granaty bardzo lubię, w smaku przypominają mi trochę czarną porzeczkę. Mówisz, że upały? My za 10 dni lecimy do Alicante, to nie całkiem Twoje rejony, ale mam nadzieję, że nie będziemy marznąć:) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńAle śliczne 'landrynkowe' zdjecia! Piękne! Ależ jestem ciekawa jak te lody smakują, bo wyglądają wspaniale :)
OdpowiedzUsuńjakie luksusowo te lody wyglądają :)))
OdpowiedzUsuńZdecydowanie nie nudzisz o Azorach - nabrałam niesamowitego apetytu, żeby tam pojechać.
OdpowiedzUsuńZdjęcia piekne...:) Lody...? Już mi ślinka leci... Zjadłabym wszystko...!
OdpowiedzUsuńpróbuję,a le nie mogę sobie wyobrazić wyciśniecia soku z granstów, fakt to bardzo soczyste owoce, ale tyle ziarenek...same ziarenka ;)
OdpowiedzUsuńa zdjęcia cudne!
p.s. ja nie mam książek NL ;)
Te ziarenka to siup! na sitko i ugniatac, panie dzieju, ugniatac ;))))
OdpowiedzUsuńMoje mlodsze dziecko zobaczylo wlasnie ten kolorek i dostalo szalu, ze lody MUSI zrobic. I zrobila i wyszly wlasnie takie i byly super, super, super. nastepnym razem dodam melasy granatowej, dobry pomysl.
A tak poza tym to podczytuje tu i bardzo lubie ;)
P/S mam ksiazki NL i lubie je ogladac i - co mi sie nie zdarza czesto - korzystam z przepisow. Tak samo mam z Jamie O....ogladam zawziecie jego programy (Jamie at home) i TEZ robie m.w wedlug przepisow. Ci, ktorzy mnie znaja pewnie by nie uwierzyli w takie cuda ;))))
P/S - zdjecia azorskie - pieeeekne :)
Agnieszko, ale jakie nudzenie, Azorów nigdy nie jest za wiele, martwisz mnie deklarując zbliżający się koniec serii :(
OdpowiedzUsuńAle lody też mogą być ;) Tym bardziej takie luksusowe różowe cudo. Melasy z granatów nigdy nie spotkałam, czy można ją czymś zastąpić, czy raczej zrezygnować? Ciekawi mnie jej smak.
Ja również nie mam książek Nigelli Lawson :)
Pozdrawiam!
mniam
OdpowiedzUsuńpiękny kolor lodów, już wyobrażam sobie jak smakują
OdpowiedzUsuńteż chcę takie łyżeczki :)
Cudowne zdjęcia..lody kuszą już samym kolorem ;-) Mam książkę z oryginalnym przepisem i powiem Ci, że Twoje lody wyglądają i zapewne też i smkują o niebo lepiej od oryginału!!!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :-)
Pierwsze zdjęcie jest rewelacyjne, jakbym oglądała najlepszą książkę o deserach. Uwielbiam granaty i nawet ostatnio kupiłam, ale brak mi maszynki do lodów :(
OdpowiedzUsuńNie tylko te lody są z raju, ale i zdjęcia :) Uwielbiam granaty - Twój ocet z granatów wykorzystuję non stop i już niedługo znów go robię :)
OdpowiedzUsuńA Azorami nie nudzisz nic a nic - ubóstwiam Twoje podróżnicze relacje :) Mogę odwiedzić dalekie miejsca, do których jeszcze nie zawitałam :)
Piekne zdjecia!!!! Az dech zapiera...
OdpowiedzUsuńo wow! Alez cudowne zdjęcia! Jakie piękne lody o ślicznym kolorze!:)))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :))
Lody są zdecydowanie moim ulubionym deserem, a te z grantaów brzmią niesamowicie. Sama dopiero od niedawna i rzadko zajmuję się ich produkcją, ale te Twoje po prostu wysyłają komunikat "musisz tego spróbować". Tylko czy w Polsce da się w ogóle dostać melasę z grantaów?
OdpowiedzUsuńLodow z granatow jeszcze nie jadlam, ale domyslam sie, ze by mi posmakowaly :)
OdpowiedzUsuńTak jak Ty Agnieszko, ksiazek pani NL nie posiadam, choc sama postac lubie, ale... sama nie wiem dlaczego mnie do jej ksiazek nie ciagnie jak na razie :/
A o Azorach nie nudzisz!!! I chyba doskonale o tym wiesz ;)
Pozdrawiam!
przecudowne zdjecia Agnieszko!!!!!a lody granatowe,no dobra-z granatow :) ciekawie brzmia:)
OdpowiedzUsuńZaliczyłam tzw opad szczęki.
OdpowiedzUsuńWspaniałe
Zdjecia sa boskie !!!!
OdpowiedzUsuńKrzysiek.
Zdjęcia zapierają dech:) Zresztą nie tylko te:) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńone naprawdę wyglądają jak z raju
OdpowiedzUsuńsą prześliczne
a ja już nawet nie pamiętam smaku granatów..
Agnieszka, ja jak i Tilianara jestem fanem Twych Azorow, ale i przyejmnie czasem przeczytac o granatach :) kolor zupenie nie moj, ale odlotowy, smak tych lodow mnie kusi, niestety czuje ze grenadiny musialbym chlusnac szczodrze :D
OdpowiedzUsuńpozdrowienia!
PS. wiesz, a ja z Nigella zupelnie nie umiem sie "dogadac", pomyslalam ze mam za duzo ksiazek o gotowaniu-pieczeniu, Olivier mnie kusi a tez sie nie daje, ciekawe kiedy sie zlamie?...
Zauroczenie to jedyne określenie jakie mi się nasuwa po przeczytaniu i obejrzeniu wszystkich pyszności :) Bardzo wyrafinowane w swojej stylistyce :)
OdpowiedzUsuńmniam :)
OdpowiedzUsuńNo cóż Agnieszko, czuję, że powinnam i ja się do czegoś przyznać. :D Choć moja kulinarna biblioteczka liczy zaledwie ułamek imponujących zbiorów Twoich - to i ja nie mam ani jednej książki pani Lawson. I póki co nie zamierzam nic w tej kwestii zmieniać. :D
OdpowiedzUsuńCo do lodów..., cóż tu powiedzieć... ślinkę przełykam zazdrośnie. :)
Już czuję ich smak...
OdpowiedzUsuńWyglądają bajecznie:)
OdpowiedzUsuńA ja w przyszłym tygodniu zabieram się za Twoje 'Kakaowe decquoise z kawowym parfait z bialej czekolady':) Na urodziny mamy:))
Pozdrawiam!
Kurczę, toć te lody muszą być naj-naj :) uwielbiam niebanalne smaki lodów, w lodziarniach zawsze wypatruję takich, których jeszcze nigdy nie jadłam. Jaka szkoda, że chyba mam uczulenie na granaty i pewnie nie będzie mi dane skosztować takich lodów...
OdpowiedzUsuńPS. Niedawno założyłam swojego bloga i jestem jeszcze "zielona" :) dopiero się rozglądam, choć tak naprawdę zaglądałam do Ciebie już kilka razy, ba, raz wypróbowałam nawet Twój biszkopt z ajerkoniakowym kremem i truskawkami (był świetny!). Będzie mi miło, jeśli kiedyś wpadniesz do mnie :)
Już od samego patrzenia kręci mi się w głowie, takiego apetytu mi narobiłaś. Przepiękne zdjęcia, zawsze to u Ciebie podziwiam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko