Mam na imię Agnieszka i jestem czekoladoholikiem. Hmmm, zdobyłam się tu dzisiaj na dość intymne wyznanie.... ;) Niestety jest to naprawdę poważne uzależnienie. Równie silne jak od nikotyny, alkoholu czy innych psychoaktywnych substancji. Zastanawiam się czemu nie ma jeszcze klubów Anonimowych Czekoladoholików, bo przecież to jasne (przynajmniej tak się pocieszam), że nie ja jedna jestem w szponach nałogu.
W przeciwieństwie do wykwintnych wielbicieli tego specjału, zadowalających się np. 1 kostką dziennie minimum 70% gorzkiej i podobno kultowej Valrhorny ja ubóstwiam czekoladę mleczna. Czystą (czyli bez dodatków), jedwabistą, delikatnie kremową, która sama rozpływa się w ustach. Niestety zaspokajają moją żądzę jedynie duże ilości, właściwie jak to w szponach nałogu bywa powinnam powiedzieć - coraz większe ilości.
Tym śmieszniejsze jest, że niespecjalnie przepadam za czekoladowym smakiem w innych niż sama czekolada słodkościach. Lody czekoladowe nie nęcą mnie zupełnie, apetyt na mus czekoladowy miewam raz do roku, a w stosunku do czekoladowych ciast różnej maści mam naprawdę wysokie wymagania. W tym ostatnim przypadku skłonna nawet jestem przyjąć amerykański argument dietetyczny not worth calories. Ten zwrot ma oznaczać, że nie warto ciężko grzeszyć dietetycznie, gdy pochłonięte przez nas kalorie nie doprowadzają naszego zmysłu smaku do ekstazy. Od razu przychodzi na myśl przysłowie " jak kraść to miliony".
Bywają jednak takie czekoladowe ciasta, które potrafią i mnie doprowadzić do nirwany. Przy konsumpcji tego dzisiejszego radzę zamknąć oczy, nie myśleć o takich bzdurach jak kalorie i z błogością delektować się rozpływającym się w ustach intensywnie czekoladowym kremem z bardzo delikatnym karmelowym posmakiem.
Tarteletki z karmelową czekoladą
12 małych tarteletek lub 6 większych
Kruche ciasto orzechowe:
210g mąki
30g drobno zmielonych orzechów laskowych
2 łyżki cukru
125g zimnego masła pokrojonego w kostkę
1 żółtko
1-2 łyżki lodowatej wody (opcjonalnie)
Nadzienie:
50g brązowego cukru (ja używam rapadura)
20g masła
60 ml płynnej śmietanki 12%
150g ciemnej gorzkiej czekolady, grubo posiekanej
60 ml śmietanki kremówki
3 łyżki orzechów laskowych, uprażonych i grubo posiekanych
1-2 łyżki ciemnego kakao w proszku
Kruche ciasto orzechowe:
Wsypujemy do malaksera mąkę, orzechy i cukier. Robimy kilka pulsów, żeby składniki się połączyły. Dodajemy masło i miksujemy pulsami, aż masa zacznie przypominać kruszonkę. Teraz dodajemy żółtko i miksujemy, aż ciasto utworzy kulę (jeśli składniki się nie łączą dodajemy po odrobinie lodowatą wodę). Wkładamy ciasto do zamrażalnika na 30min.
Nagrzewamy piekarnik do 190ºC.
Następnie wałkujemy ciasto (ja to robię zwykle na silikonowej stolnicy).
Cienko rozwałkowanym kruchym ciastem wykładamy wysmarowane masłem i wysypane mąką foremki na tarteletki. Pieczemy spody, aż będą złociste przez ok. 8-12 min.
Nadzienie:
W rondelku podgrzewamy cukier, masło i 12% śmietankę. Mieszamy aż cukier się rozpuści i doprowadzamy do wrzenia. Teraz już bez mieszania, w odkrytym rondlu gotujemy na małym ogniu przez 2 min. Gorącym płynem zalewamy czekoladę i mieszamy do rozpuszczenia. Dodajemy śmietankę kremówkę i ponownie dokładnie mieszamy. Zostawiamy do wystudzenia, a następnie wstawiamy na 10 min do lodówki. Nakładamy po upieczonych i całkowicie wystudzonych kruchych skorupek. Posypujemy orzechami i oprószamy kakao.
Moje inne tarteletki:
Piękne. Doprawdy klasycznie piękne:)
OdpowiedzUsuńDopisuję się do Klubu AC :D Agusiu, a co powiesz na czekoladowy fondant, też nie kusi?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło!
Ja też uwielbiam czekolade i bardzo chętnie spróbowałabym takiej pysznej tartletki!
OdpowiedzUsuńbardzo wytwornie czekoladowe :)
OdpowiedzUsuńAgnieszo - sąsiadko z Twojego Stylu - super, mocno czekoladowy deser :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńPiękne, Agnieszko! Idealne... Kruche ciasto wyglada niesamowicie, tak delikatnie.
OdpowiedzUsuńTeż nie zaliczam się do eksptremalnych czekoladoholików, mleczna rulez...:)
Piękne, po prostu piękne! Kruchutkie ciasto i ta czekolada...mmmm.... rozpływam się ! :)
OdpowiedzUsuńno coz, ponoc do odwaznych swiat nalezy i ja przyznaje sie do uzaleznienia i to silnego (co widac ;( ).
OdpowiedzUsuńnie nauczylam sie jednak przez te kilkanascie lat pobytu we Francji jesc czekolady powyzej 70% zawartosci cacao (niedawno sprobowalam 82 i stwierdzilam, ze to juz lekka przesada), tak jak Ty i pare tu zgromadzonych osob wole mleczna, najchetniej bez dodatkow choc tesknie bezpowrotnie chyba do pomaranczowego Lindt'a, ktory byl do nabycia w trojmiejskich delikatesach w koncu siermieznych lat 80-tych.
a z wypiekow to kocham swojskie czekoladowe torty oraz przerozne francuskie wymysly typu 'Succès au chocolat' lub 'marquise au chocolat'
twoje tarteletki wygladaja kuszaco, moze kiedys ... ;)
Agniszka i ja moge powiedziec o sobie, ze jestem nalogowcem i to dokladnie takim samym jak Ty. Z czekolady przwaznie wybieram ta mleczna, ale w kryzysie potrafie siegnac po kazda. I podobnie jak Ty nie przepadam za czekoladowymi lodami i ciastami, a jak juzjakies ciasto z czekolady to musi byc wyjatkowe.
OdpowiedzUsuńTwoje tarteletki chetnie przetestuje :)
pozdrawiam
Agnieszko, slinka doslownie pociekla mi na klawiaturę. Rozpłynęłam się w świecie czekoladowych marzen:)
OdpowiedzUsuńdziekuje za takie mile, słodkie poranne przywitanie:)
pozdrawiam
Tez lubie czekolade, ale do nalogowcoch chyba sie nie zaliczam;) Tylko raz w zyciu udalo mi sie zjesc cala tabliczke na raz. Tak jak ty, Agnieszko, wole mleczna, ale zdecydowanie w towarzystwie orzechow, od ktorych jestem bardziej uzalezniona:) Najczesciej mam w szafce jakies 10 tabliczek na raz i delektuje sie kilkoma w miedzyczasie. Natomiast pralinki to juz inna bajka - te moga byc tez z ciemna czekolada, np. Hachez. Wszelkie inne dania z czekolada jak najbardziej - mmm, rozmarzylam sie:)
OdpowiedzUsuńPyszności:) Ależ mi ślinka leci, chętnie bym zjadła:)
OdpowiedzUsuńEch, kusisz....
OdpowiedzUsuńMusze w koncu foremki kupic.
Obawiam się że takie kluby nie nadążyłyby z przyjmowaniem petentów ;-)
OdpowiedzUsuńBardzo smakowicie to wygląda.
Wiesz Agnieszko to wyobraz sobie jesli spotkaja sie 'dwa czekoladoholiki', postanowia byc razem i zamieszkuja ze soba :))) Dodam ze oboje oddadza wiele, za kostke gorzkiej (nie mlecznej) czekolady :))))) I wyobraz sobie ze przychodza dni, kiedy ostaje sie jedna jedyna kostka i trzeba ja dzielic na pol bo zadno nie odpusci :D
OdpowiedzUsuńTo tak u nas jest :))
Wiec doskonale Cie rozumiem :)
A przepis sobie juz zapisalam do ulubionych, bo wyglada przepysznie!
Pozdrawiam cieplo!
Agnieszko, gratuluję serdecznie artykułu w Twoim stylu!!!SUPER!
OdpowiedzUsuńAgnieszko, ja też gratuluję! ;)
OdpowiedzUsuńAgnieszko,
OdpowiedzUsuńcos przeoczylam ?
prosze o rozwiniecie tematu Twoj Styl :)
Sliczne tarteletki Agnieszko! Choc ja z frakcji tych lubiacych gorzka 70% ;)
OdpowiedzUsuńI oczywiscie gratuluje sesji dla TS :)
O wlasnie!:) I ja gratuluje i poprosze wiecej :))))
OdpowiedzUsuńMogłabym wstąpić do klubu AC, choć nie wiem, czy zdołałabym na głos powiedzieć, to co Ty nam tu wyznałaś. :) :) Kocham i uwielbiam czekoladę? Tak! Ogromnie! Ale czy nie mogłabym bez niej żyć? Nieeee..., dałabym radę... ;-)
OdpowiedzUsuńtarteletki wyglądają obłędnie. Jestem pewna, że jeden kęs i byłabym w niebie. :)
Agnieszko, no i oczywiście nie mogę odmówić sobie przyjemności pogratulowania w związku z artykułem kulinarnym w TS. :)
Ale cudo! Prześlicznie wygląda, chyba uzależniam się od Twoich słodkości :).
OdpowiedzUsuńNo i przez Ciebie nabrałam apetytu na czekoladę, na szczęście mam tabliczkę 70-tki, bo ja tylko gorzką;)
OdpowiedzUsuńMiło było Cię spotkać w TS-gratuluję:)
Pozdrawiam,
P.
czas się przyznać... ja też cierpię na czekoladoholizm ;) a te tartaletki... wyglądają bosko ;)
OdpowiedzUsuńBardo milo jest mi ze nie jestem jedyna grzesznica :) Ja rowniez przyznaje sie do grzechu bycia czekoladoholikiem. W zwiazku z tym juz nie moge sie doczekac zeby wyprobowac Twoj przepis i zeby moc sie delektowac ta tak cudnie wygladajaca na zdjeciu Tarteletka.
OdpowiedzUsuńMoc czekoladowych pozdrowien z drugiej strony Atlantyku :)
Ciasteczka wyglądają wspaniale. Myślę, że chętnie je kiedyś popełnię, głównie dla męża, który jest zdecydowanie wiodącym czokoholikiem w domu. Ja gram zdecydowanie mniejszą rolę -w zasadzie mogłabym bez czekolady żyć. Nie jadam lodów, ciast czekoladowych, natomiast mus czekoladowy -pycha.
OdpowiedzUsuńJak już jem czekoladę tabliczkową, to właściwie mi wszystko jedno, za wyjątkiem białej - której nie lubię.
. Mój mąż uwielbia czekoladę, a że przy tym trzyma formę i sylwetkę siebie samego z czasów matury -- wydaje mi się to niesprawiedliwym cudem.
Bardzo ciekawy przepis i myślę, że chciałabym mu kiedyś te Twoje cudeńka zaserwować. Wyglądają świetnie i na pewno są bardzo smaczne.
Pozdrowienia
Dorota
Bardzo dziękuję wszystkim za przemiłe komentarze. Patrząc na ilość aspirujących do członkostwa mam wrażenie że Klub Anonimowych Czekoladoholików mógłby zrobić furorę.;)Szczególnie ciepło pozdrawiam Panie uzależnione od mlecznej czekolady. :)
OdpowiedzUsuńMiło mi bardzo, że mnie parę osób wypatrzyło w Twoim Stylu. Dziękuję za gratulacje. Ja niestety jeszcze nie widziałam tego numeru, więc nie mam pojęcia jak to wypadło. ;)Wiem, że miały być przepisy kilku znajomych blogowiczek wykonane w studio i tam fotografowane + jakaś mikro informacja o nas ze zdjęciami. Nie wiem czy to wszystko było w jakimś szerszym kontekście np. zjawiska blogowania...?? Nie mogę się doczekać aż mi rodzina przyśle ten numer. ;)
Witam bardzo, bardzo serdecznie komentujących tu po raz pierwszy. Mam nadzieję, że tu jeszcze czasem będziecie zaglądać.
Leloop, o tak ja też pamiętam pomarańczowego Lindta, był wspaniały i rzeczywiście już od lat go nie widziałam. W ogóle pomarańcze i czekolada to niezły duet smakowy. Ja lubię pomarańczami aromatyzować mus czekoladowy.
Karolko, Ty jesteś moja bratnia dusza!!!
Strony Smaku, podziwiam silną wolę, ja otwieram maksymalnie jedną tabliczkę, a i to się zwykle źle kończy. Resztę próbuję sama przed sobą chować, albo proszę o to męża. :D
Zawszepolko, cudna opowieść o dwóch czekoladoholikach pod jednym dachem. :)
Joanno DC, grzesznic ci u nas dostatek.;) Z transatlantyckim pozdrowieniem! ;)
Doroto, no to nasi mężowie mają ze sobą coś więcej wspólnego niż tylko imię. ;) Mój też mnie doprowadza do pasji jedząc ile chce i nie tyjąc. Wrrr...
Agnieszko wlasnie przed chwila przeczytalam w Twoim komentarzu, ze prosisz Meza zeby schowal przed Toba reszte czekolady. Nie uwierzysz! Ja czesto robie tak samo. Inaczej nie moge sie powstrzymac i choc czesto tego nie chce to zjadam czekolade do konca. Czasami musze nawet napic sie wody, bo mnie juz mdli doslownie, ale zaraz moglabym zaczac cala zabawe z jedzeniem od poczatku. Boze, ja naprawde jestem uzalezniona.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
O rany Karolko!! Jakbym czytała o sobie. Różnimy się tylko tym, że ja zamiast wody wolę zimne mleko lub gorzką herbatę. :D
OdpowiedzUsuńGratuluję inspirującego przepisu!
OdpowiedzUsuńWybrałem go do 17 edycji Foodelkowych Przepisów Tygodnia na blogu Foodelek.pl.
PS. Też czekoladoholikiem jestem :)
Przepis w Twoim Stylu wyszedł super, gratulacje Agnieszko :)
OdpowiedzUsuńMarcinie, czuję się zaszczycona i dziękuję za wyróżnienie!! Pozdrawiam Cię serdecznie.
OdpowiedzUsuńAniu M., cieszę się bardzo, że tak uważasz i dziękuję za dobre słowo. :)
Agnieszko z radoscia donosze, ze jest, ze jadlam pomaranczowego Lindt'a tydzien temu w PL :) pokazal sie na nowo wraz z pistacjowym i koniakowym towarzystwem. taka sama etykietka jak onegdaj, taki sam smak (jak oni to robia ?)
OdpowiedzUsuńniestety cena 4 zl spowodowala, ze jak sie pojawil tak znikl, potem juz tylko ogladalam wiszaca etykietke :( mam nadzieje, ze wkrotce wroci bo ja wracam za pare tygodni.
w zwiazku z tym moim powrotem mam do Ciebie pytanie, ktore sle na priv.
pozdrawiam
No to już wiem, co moje dziecko ma mi przywieźc z wakacji z PL. :) Dzieki za czujnoś. Pistacjową też pamiętam, była wspaniała... A ja dzisiaj cudownym trafem znalazlam zakamuflowany, chyba przez samą siebie, zapas Prince Polo, przywieziony z Gdańska. Spokojnie sobie leżała spora paczka w romertopfie. :D I w poniedziałki jak widac może się przytrafic człowiekowi coś miłego. ;)
OdpowiedzUsuń