Nie wiem czy w Waszych domach tradycyjnie na Boże Narodzenie piecze się sernik. To ciasto kojarzy się chyba ściślej z Wielkanocą niż z zimowymi świętami. Przynajmniej w moim rodzinnym domu sernik co prawda często bywał, ale nigdy nie był obowiązkowy. Od kiedy jednak Święta spędzamy poza krajem, a mój syn nauczył się walczyć o swoje smakowe upodobania sernik musi być. W zeszłym roku w okolicach Bożego Narodzenia skusiłam się na
sernik waniliowy autorstwa Jennie Shapter, zaproponowany przez Dorotus z blogu
"Moje wypieki". Autorka słynie w blogosferze ze znakomitych słodkich wypieków i wyjątkowo przemawiających do zmysłów zdjęć. Tak jak sama Dorotus pisze o tym serniku - jest on absolutnie doskonały - lekki, puszysty, a jednocześnie kremowy. U nas w domu to ideał.
Ja jedynie nie nadałabym mu nazwy
sernik, a pozostała przy angielskiej
cheesecake. To może trochę idiotycznie wygląda językowo, ale ja mam swoją prywatną klasyfikację ;) i dla mnie
cheesecake to co innego niż
sernik.
Ten ostatni to w mojej nomenklaturze typowo polski wypiek tylko i wyłącznie z polskiego twarogu, kwaskowaty w smaku, raczej nie kremowy, naładowany bakaliami i mnóstwem jajek, z ubijanymi osobno białkami, rosnący w czasie pieczenia (a często gęsto i opadający po wyjęciu z piekarnika ;) ). Tym samym dla mnie niestety zazwyczaj niemożliwy do zrobienia, z oczywistego powodu - braku w Portugalii polskiego twarogu (no dobrze, dobrze - czasem zdobędę ukraiński i wtedy jest wielkie święto).
Cheesecake to coś zupełnie innego - rodowód ma amerykański, choć oczywiście jego przodkiem jest nasz wschodnioeuropejski sernik. W składzie ma zawsze idealnie gładki ser typu
philadelphia. W czasie pieczenia zwykle mocno nie rośnie, a gotowy ma niezwykle kremową konsystencję. I nie zapominajmy, że obowiązkowo posiada kruchy, często herbatnikowy spód.
Ot, taka to moja klasyfikacja dla prywatnych potrzeb. ;)
W związku z tym sernikowym postem przyszła mi do głowy refleksja - jak to tradycja, która w samym swoim założeniu powinna być stara, niezmienna i konserwatywna jednak ewoluuje w czasie. Bo jakaż Polka tak z 20 lat temu robiłaby cheesecake na Święta. Tym gorzej, że mi to dzisiaj wcale nie wydaje się jakoś szczególnie występne i bardzo odbiegające od bożonarodzeniowych zwyczajów. Powiem więcej - moje dziecko bez takiego sernika nie wyobraża sobie Świąt, więc dla niego to już rdzenny domowy obyczaj. Może jeszcze dla jasności dodam, że oprócz tego ciasta mój synalek nie je żadnych innych tradycyjnych bożonarodzeniowych wypieków, z natury rzeczy zawierających rodzynki, orzechy lub mak. Tak że, jak sami widzicie i ja i on wybór mamy niewielki. Ja muszę sernik upiec, bo on nie miałby co na Święta jeść.
Gwoli ścisłości: dokonałam pewnym zmian - jak to zwykle ja - w oryginale przepisu zaprezentowanego przez Dorotus. Sprowadzają się one w zasadzie do stwierdzenia, że zmniejszyłam ilość spodu, a zwiększyłam masy serowej. My tak po prostu najbardziej lubimy - cienki spód i mnóstwo gładziutkiej kremowej masy. Mmm, po prostu pycha!!
Cheesecake waniliowy
tortownica o średnicy 22cm
Spód:
130g herbatników digestive
40g roztopionego masła
Masa serowa:
3 jajka
1 op. cukru waniliowego
150g drobnego cukru
800g serka kremowego typu philadelphia
1 łyżka mąki ziemniaczanej
2 łyżeczki ekstraktu z wanilii
225ml śmietany kremówki
Spód:
Tortownicę owijamy z zewnątrz folią aluminiową. Herbatniki kruszymy malakserem. Dodajemy roztopione masło. Dokładnie mieszamy i rozkładamy masę na spodzie tortownicy ubijając dnem szklanki . Wstawiamy do lodówki.
Rozgrzewamy piekarnik do 170ºC. Ubijamy mikserem jajka z cukrem i cukrem waniliowym, aż zrobią się kremowe. Dodajemy resztę składników i krótko miksujemy do otrzymania gładkiej masy. Wylewamy ostrożnie łyżką na spód. Pieczemy przez ok. 50-60min aż wierzch sernika się zetnie. Zostawiamy do wystygnięcia w piekarniku. Gdy osiągnie temperaturę pokojową wstawiamy na całą noc do lodówki.