Muszę powiedzieć, że kulinarne marzenia czasem się spełniają. Długo i bezskutecznie poszukiwałam przepisu na drożdżówki z Luksemburga o nazwie schuedi. Pisałam nawet o tym tutaj na blogu. Już właściwie się pogodziłam z porażką, gdy tu nagle Bea z "Mojej Kuchni" napisała do mnie maila, że zna ciasto smakowo zbliżone do schuedi, ale pieczone w formie tarty. Była też tak ogromnie miła, że podała mi przepis na tą specjalność bajkowo pięknego, położonego nad jeziorem Leman szwajcarskiego kantonu Vaud, w którym mieszka.
Ja długo nie zwlekałam - jeszcze tego samego wieczora po otrzymaniu przepisu upiekłam tę drożdżową tartę. Nazwa wypieku "słone ze słodkim" pochodzi od tego, że łączy ono rozpływającą się w ustach i lekko chrupiącą cukrową warstwę z mało słodkim drożdżowym ciastem i niesłodzoną śmietaną. Jak każda dobra regionalna i rustykalna potrawa jest dowodem na to jak z banalnych, powszechnie dostępnych w okolicy, ale dobrych gatunkowo, składników można wyczarować przepyszną delicję.
Ja pogooglałam jeszcze trochę w necie i odkryłam, że ciasto to ukryte pod różnymi nazwami, jest popularne również w sąsiadującym z Vaud szwajcarskim kantonie Fribourg. Tam bywa ono nazywane w szwajcarskim dialekcie niemieckiego nidlechueche lub znów po francusku gâteau à la crème lub gâteau du Vully . W tej ostatniej wersji zdarza się, że polewa zawiera, oprócz cukru i śmietany, kawałeczki masła i czasami jeszcze żółtko. Bywa też, że używa się cukru w kostkach, które wciska się w dołki w cieście. Zarówno kosteczki masła, jak i kawałki cukru powodują, że w pieczonym cieście tworzą się małe "kratery". Dodatek masła nie jest obowiązkowy, ważne, żeby śmietana, której używamy była dość gęsta i bardzo tłusta (od 38% wzwyż). Szwajcarzy nazywają tą swoją śmietanę Crème de la Gruyere, ponoć przypomina trochę angielski clotted cream. Możecie jednak być spokojni, że z 35% kremówką też znakomicie wychodzi.
W niektórych małych szwajcarskich wioskach do dzisiaj istnieją komunalne piece chlebowe. Rozpala się je o 2 lub 3-ciej nad ranem i przy okazji pieczenia chleba wypieka się również te pyszne drożdżowe tarty. Ciasto jest mięciutkie i bardzo wilgotne pod kremowo-cukrowa polewą. Przyjemnie kontrastują ze sobą warstwa rozpływającego się w ustach cukru i wytrawnej śmietanki. Polecam wielbicielom regionalnych słodkości !
Salée au Sucre
forma do tarty o średnicy 28 cm
Ciasto:
75g roztopionego masła
150 ml letniego mleka
300g mąki
50g cukru
1/2 łyżeczki soli
1 i 1/2 łyżeczki suszonych drożdży
75g roztopionego masła
150 ml letniego mleka
300g mąki
50g cukru
1/2 łyżeczki soli
1 i 1/2 łyżeczki suszonych drożdży
Polewa:
250g śmietany kremówki (35-38%)
125g cukru
30g zimnego solonego masła pokrojonego w kostkę (opcjonalnie)
250g śmietany kremówki (35-38%)
125g cukru
30g zimnego solonego masła pokrojonego w kostkę (opcjonalnie)
Drożdże rozpuścić w mleku. Mąkę wymieszać z solą i cukrem. Rozpuścić masło, dodać do mąki razem z drożdżami, dobrze wyrobić. Przykryć, odstawić w ciepłe miejsce na ok. 1 godz. Za mnie wszystkie powyższe czynności wykonała maszyna do chleba. Gdy ciasto podwoi objętość wyłożyć nim formę do tarty (uformować brzeg, ja w tym celu oderwałam 2 kawałki ciasta, z których uformowałam bardzo długie i cieniutkie wałeczki, które zaplotłam w sznurek, ułożyłam go na brzegach tarty, żeby tworzył taki niski rancik) i odstawić do wyrośnięcia jeszcze na ok. 30 min. Nagrzać piekarnik do 200ºC.
Palcami nagnieść ciasto w formie (zrobić zagłębienia takie jak do focacci), następnie w zagłębienia powciskać kawałeczki masła (jeśli nie używamy masła to omijamy ten etap, robimy tylko dołki w cieście) . Dno wysypać cukrem, a następnie ostrożnie wlać śmietanę.
Piec ok. 20 min w temp. 200°C. Jeśli trzeba dopiec jeszcze przez 5-10min w temp. 180ºC.
Agnieszko, jaka piekna ta Twoja tarta!!! no i caly jej opis jest niesamowity! Tak, masz racje, w innych kantonach (rowniez we Francji) nazywa sie ten wypiek 'gâteau à la crème' (czyli ciasto ze smietana) i jest faktycznie kilka 'wariacji' na temat przygotowania go i w kazdej smakuje niesamowicie :)
OdpowiedzUsuńTo byl jeden z pierwszych tradycyjnych wypiekow jaki tu poznalam i w ktorym sie zakochalam :)
A crème de la Gruyère (czyli smietana z miasteczka Gruyère, slynacego z wyrobu serow rzecz jasna) ma naprawde niesamowity smak! Radze koniecznie jej kiedys sprobowac :)
Pozdrawiam
Przepiękna :)
OdpowiedzUsuńJak kiedyś będziesz w Szwajcarii, to koniecznie musisz spróbować „tarte à la crème” z Musée du Blé et du Pain (http://www.maison-ble-pain.com) à Echallens.
Jest to, imho, najlepsza tarta w Vaud :)
Bea, miałaś ją okazje spróbować?
wszędzie drożdzowce ,Agusi ,pięknie piszesz i piękne robisz zdjecia
OdpowiedzUsuńI jeszcze fajne przepisy podajesz
Jakie to piekne! :) Brzmi fantastycznie, poczatek przypomina troche niemiecki butterkuchen - tez sie wklada maslo do dziurek, posypuje cukrem, tylko smietany w nim brak :)
OdpowiedzUsuńKoniecznie musze sprobowac :)
Agnieszko, jestem pod wrażeniem. :) Takie pyszności pieczesz, a do tego jeszcze masz czas i ochotę te wszystkie ciekawostki opowiadać. Fajnie się czyta. O wrażeniach wizualnych nawet nie wspomnę. :)
OdpowiedzUsuńAgusiu, opis i wykonanie... Burczy mi w brzuchu! Chyba zaraz sie za nie zabiorę.
OdpowiedzUsuńpo pierwsze ustrzlilam Cię i zapraszam do zabawy. po drugie piękne zdjęcia. ja w pierwszej kolejnosci zabiorę się chyba za to kokosowe serce. mniammm
OdpowiedzUsuńAgusiu musze ja zrobic, po prostu musze. Jest przesliczna!
OdpowiedzUsuńWitaj Agnieszko !
OdpowiedzUsuńTo ja twoja anonimowa i bezimienna fanka. Ja to cudo po prostu zrobilam i....jestem zachwycona. Smak taki, jakiego sie spodziewalam :-))))), wysmienity. Dziekuje Ci za kolejny super przepis z ktorego bede (od dzis to wiem!), czesciej korzystac.
To jeszcze raz ja, zapomnialam o najwazniejszym. Zrobilam wersje z kawalkami slonego masla a do smietany z cukrem dokrecilam dodatkowo jedno zoltko.I to najwazniejsze, to wlasnie jest to polaczenie slodyczy z sola. Ten mariaz smakow jest tu naprawde bardzo udany i daje fajny efekt podniebieniu.
OdpowiedzUsuńPyszna drozdzowka! Upieklam wczoraj, a Mateusz zjadl prawie pol..Bardzo mi odpowiada to slono-slodkie, proste polaczenie, sprobuje teraz zrobic z kawsna smietana, bo dostepna 30% smietanka sporo wsiakla mi w ciasto, co oczywiscie nie przeszkadzalo ;). Troszke ta kwasna smietana moze zlamac slodycz. Do samego ciasta dodalam polowe ilosci cukru i tego bede sie trzymac.Pozdrawiam cieplo.
OdpowiedzUsuńDziewczyny, cieszę się ogromnie, że nie tylko mnie i mojej rodzinie to ciasto smakuje. I zgadzam się, że clue programu jest tu połączenie słonego ze słodkim.
OdpowiedzUsuńInes, myslę,że można by spróbować z creme fraiche, że juz nie wspomnę o gestej 40% delikatnie kwasnej smietanie z naszego ukrainskiego sklepu. ;)
wlasnie ja dzisiaj... kupilam :) ale przeciez moj piekarz tez musi jakos zarobic na zycie, prawda? :) i jadlam ja myslac o Tobie, gdyz ciesze sie, ze tak smakuje ;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Jak ja bym mogla kupić świeże prosto z piekarni, to też bym nie piekla. ;)A smakowalo nam ogromnie i na pewno będzie powtórka.
OdpowiedzUsuńProsze mnie nie kusic ukrainskim sklepem ;). A specjalnie w tym celu zakupilam Creme fraiche (President), na pewno bedzie lepsza od tej smietanty w kartonikach.
OdpowiedzUsuńUpieklam ta drozdzowke tydzien temu jako wsparcie szwajcarskiego wieczoru organizowanego przez kolegow w naszym akademiku :) Drozdzowka zrobila furore!! A koledzy ze szwajcarii jednoglosnie orzekli, ze smakuje jak u mamy... :P
OdpowiedzUsuńVanielle, witam Cię u mnie serdecznie :)
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz jaką przyjemność mi sprawiłaś tym komentarzem. Większego komplementu na temat tego przepisu już chyba nie uda mi się usłyszeć.
A co dobrego jeszcze jedliście na szwajcarskim wieczorze? Ciągle noszę się z myślą , żeby dołączyć do mojej kloekcji jakąś książkę o szwajcarskiej kuchni i dlatego tak podpytuję, jakie oni tam oprócz fondue, raclette i czekolady mają smakołyki.
Moi koledzy pochodza z regionu "wloskiego" i to wlasnie wloska kuchnia gosci najczesciej na ich stolach. Choc "pozyczaja" rowniez duzo od Niemcow i Francuzow. Je sie tez sporo ryb.
OdpowiedzUsuńNa naszym wieczorze bylo founde, byly pyszne sery a wsrod nich Mönchskopf (nie kroi sie na kawalki tylko hmm... struga), byly specki, tradycyjne wedliny i wina, byl przywieziony Appenzeller Biber i jeszcze inne pierniki z orzechami, bylo Älplermagronen, bylo cos na wzor naszych plackow ziemniaczanych, bylo müsli ;), nie bylo Vermicelles ("spaghetti" z kasztanowego puree podawane z bita smietana lub beza) ani Zuger Kirschtorte, ktory koledzy okreslili jako najlepszy tort na swiecie ;)
do tej pory nawet nie przypuszczalam, ze szwajcarska kuchnia jest tak smaczna (choc niestety ciezka) i roznorodna :)
Dziekuję za taki obszerny opis lukullusowej wręcz uczty. Uwielbiam czytać o tym co jedzą ludzie z innych krajów. Jestem pod wrażeniem ile maja pysznych specjałów. Vermicelles znałam pod włoska nazwą "Monte Bianco", a Zuger Kirschtorte, Appenzeller Biber i Älplermagronen sobie wygooglowałam i wyglądaja znakomicie. Zwłaszcza te słodkości mnie kuszą.
OdpowiedzUsuń