Dwa sąsiadujące ze sobą kaniony: Upper i Lower Antelope Canyons, są na pierwszym miejscu naszej listy "Cuda świata". W niektórych godzinach dnia, na krtgótko wpadają do niego promienie słońca wywołując efekt widziany na powyższym ujęciu. Unoszący się pył z okolicznej pustyni daje dodatkowo opalizujący efekt.
Dzisiaj chciałam napisać parę słów o miejscu, dla którego właściwie wybraliśmy się na te wakacje - są to kaniony Lower i Upper Antelope w Arizonie.
Dojeżdżamy do Lower Antelope Canyon w gorący listopadowy dzień o 9.00, ale wejście jest jeszcze zamknięte. Oba kaniony znajdują się na terenie ogromnego rezerwatu Indian Navajo. Dwóch młodych indiańskich chłopaków prosi nas o poczekanie pół godzinki. Coś takiego jest zaskakujące w Ameryce, ale na tym terenie obowiązują przecież prawa plemienne. Jeździmy więc po okolicy robiąc zdjęcia, innych pięknych widoków zresztą nie brakuje. Jesteśmy przecież niedaleko 4 corners (punktu gdzie stykają się granice 4 stanów: Utah, Colorado, Arizony i New Mexico), miejsca aż najeżonego atrakcjami turystycznymi przez duże "A".

Wracamy po 2 kwadransach do kanionu, parkujemy samochód, płacimy fee i dodatkowo opłatę za wkroczenie na tereny indiańskie. Pieszo idziemy ok. 100 m. Indianin pokazuje nam wąziutką szparkę w ziemi i mówi, że tutaj jest wejście. Szczelina ma miejscami nie więcej niż pół metra. Z zewnątrz nie prezentuje się okazale, powiedziałabym , że raczej klaustrofobicznie. Ale wewnątrz.... sami spójrzcie na zdjęcia, choć i im daleko do odbieranej gołym okiem rzeczywistości.



Po 10 minutach dojeżdżamy do Upper Antelope Canyon. Tu musimy czekać na transport do wejścia do kanionu. Indianie nie pozwalają prywatnym samochodom wjeżdżać na teren. Nudę zabijamy rozmawiając z indiańską przewodniczką, która żali się, że młodzi Indianie nie chcą uczyć się języka Navajo. Zna dobrze "polish sausage", ale nie wie, gdzie leży nasz kraj. My tłumaczymy, ze Europa Wschodnia, Polska, a ona pyta czy to Rosja.... Ale nie zżymajmy się: co przeciętny Europejczyk wiem o narodzie Navajo ?
Wreszcie ruszamy rozklekotanym jeepem do kanionu. Jedziemy wyschniętym, piaszczystym korytem rzeki, momentami mamy wrażenie że jeep się zakopie i stanie, a my będziemy musieli go w tym upale pchać. Indianka narzeka na zapalonych fotografów, którzy zamiast przepisowej godziny, usiłują przedłużyć sobie wizytę w kanionie.

Po 10 minutach zatrzymujemy się przed nieco szerszą niż poprzednio szczeliną skalną, tym razem nie jest położona w dnie rzeki tylko pomiędzy otaczającymi to dno skalnymi ścianami. Wchodzimy i znowu.... widoki absolutnie zapierają nam dech w piersiach. Jest magicznie, wspaniale, pięknie, ciekawie... i jak to pyta pani nauczycielka w pewnej słynnej polskiej dobranocce dla dorosłych...."I jak jeszcze Czesiu?" na co uczeń odpowiada - "Zaje....." Faktycznie trochę brakuje człowiekowi przymiotników. ;)


Wracamy do Page i dojeżdżamy do punktu widokowego: przed nami, a raczej pod nami Marble Canyon rzeki Colorado, pionowe kilkusetmetrowe ściany kanionu, w dole turkusowa rzeka i niedaleko gigantyczna zapora wodna. I znów zapiera nam dech w piersiach.
Horse shoe bend - rzeka Kolorado.
Nieco dalej na południe stajemy na małym parkingu w środku pustyni. Ruszamy pieszo i po około 1 kilometrze docieramy do krawędzi kanionu rzeki Kolorado. Przed nami Big Bend. Wokół pusto, jedynie kilku fotografów przygotowuje sprzęt na zachód słońca. Trudno się dziwić ich obecności, gdy widoki są takie jak ten poniżej:
Gulasz Indian Navajo
2 łyżki oleju kukurydzianego
750g wołowiny pokrojonej w kostkę
1 szkl cebuli pokrojonej w kostkę
2 ząbki czosnku, przeciśnięte przez praskę
750ml bulionu wołowego
1 chili serrano*
1 i 1/2 szkl ziaren kukurydzy
4 duże pomidory, bez skóry i pokrojone w dużą kostkę
2 zielone papryki, opieczone, obrane ze skóry i pokrojone w kostkę
1 czerwona papryka, opieczona, obrana ze skóry i pokrojona w kostkę
1 łyżeczka zmielonego kminu rzymskiego
1/2 łyżeczki świeżo zmielonego pieprzu
sól do smaku
Osmażamy mięso partiami na mocno rozgrzanym tłuszczu (patelnia nie może być przepełniona, bo wołowina zacznie się dusić zamiast smażyć). Zdejmujemy mięso z patelni i trzymamy w cieple. Na tej samej patelni przesmażamy na oleju cebulę i czosnek. Dodajemy mięso, zalewamy wołowym bulionem i dusimy do miękkości przez ok. 1 -1 i 1/2 godz. Dodajemy chili serrano, pomidory, papryki, kukurydzę i przyprawy. Dusimy jeszcze ok. 15-20 min.
*to jest ostre podłużne zielone chili, moje było z puszki, ale można je zastąpić łagodniejszym jalapeño i i niewielką ilością maleńkich i bardzo ostrych zielonych papryczek chili
I znowu cudowne fotki ! Pozdrawiam autorkę !
OdpowiedzUsuńWspaniale zdjecia! I danie bardzo pachnance egzotyka!
OdpowiedzUsuńCzy twoj syn ma teraz wakacje szkolne? Bo u mnie to ciezko pracuja az do swiat!
Dziękuję za miłe słowa.
OdpowiedzUsuńVeni, Łukasz miał nieco ponad tygodniowe wakacje na przełomie października i listopada. Myśmy mu je przedłużyli za zgodą wychowawczyni do 2 tygodni. :)
Niesamowite miejsce. Zupełnie nierealne, wygląda jak scenografia jakiegoś filmu.
OdpowiedzUsuńAż trudno wyobrazić sobie te miejsca w realu, skoro samo oglądanie zdjęć zapiera dech w piersiach. Przepiękne i miejsce i zdjęcia!!
OdpowiedzUsuńAgusiu pieknie tam i piekne zdjecia! Bajkowa sceneria... Az sie rozmarzylam :-)
OdpowiedzUsuńCudnie! Aż mi dech zaparło w piesiach :-)
OdpowiedzUsuńDziewczyny, cieszę się bardzo, że się zdjęcia podobają. Miejsce jest naprawdę szczególnej urody, a poza Stanami wlaściwie malo znane. Może to i dobrze, bo takiego najazdu turystów jak Wielki Kanion ten maly wąwozik móglby nie znieść.;)
OdpowiedzUsuńŚliczne zdjęcia. Podziwiam piękny Kanion i czytam skrzętnie Twoje przepisy. Niebo w gębie !
OdpowiedzUsuńDoroto T., witam serdecznie i dziękuję za miły komentarz. :)
OdpowiedzUsuńMiejsce magiczne, ale o tym juz wiesz :)
OdpowiedzUsuńJa o gulaszu... przyrzadzilam, niestety bez chili serrano (z wiadomych wzgledow). Wyszedl wspanialy, pyszny, gesty i aromatyczny. Dziekuje za przepis :)
Adria, co tam chili serrano, w końcu my Polacy a nie Indianie Navajo, najważniejsze, że smakowało. :)
OdpowiedzUsuń