
Wizyta w ciekawej etnicznej restauracji potrafi mnie zachęcic do kulinarnych eksperymentów z daną kuchnią we własnym domu. Do dzisiejszej potrawy nie trzeba mnie było zresztą długo przekonywać, bo po pierwsze - to kurczak, za którym przepadam, po drugie - żeby osiągnąć znakomity efekt nie potrzeba żadnych pieców tandoor ani szczególnych procedur, po trzecie - przygotowanie jest rozłożone w czasie. Wieczorem jednego dnia szykujemy marynatę i wrzucamy do niej mięso, zostawiając na noc w lodówce. A drugiego dnia tylko grillujemy i dosłownie kilka minut dusimy w sosie. Tym sposobem jest to doskonałe danie dla zapracowanych pań domu. Ja zaadaptowałam dla nas przepis pani R.Gulati, kiedyś figurujący na stronie BBC. Niektóry twierdzą, że to danie jest bardziej brytyjskie niż hinduskie. ;) Może i tak, ale sama idea jest z pewnością rodem z subkontynentu. Ja zamieniłam jeszcze udka kurczaka na piersi, które bardziej lubimy i lekko zmodyfikowałam ilość przypraw.
Kurczak Tikka Masala
6 piersi z kurczaka, pokrojonych w dużą kostkę
sok z 1 cytryny
1/2 łyżeczki chili w proszku
Marynata:
1 i 1/2 łyżeczki nasion kminu rzymskiego
4 ząbki czosnku
3 cm kawałek korzenia świeżego imbiru
1 czerwona cebula
150 ml jogurtu naturalnego
1/2 łyżeczki przyprawy garam masala
1 łyżka posiekanej natki kolendry
Sos:
2 łyżeczki przecieru pomidorowego
2/3 szkl gorącej wody
1/2 szkl jogurtu greckiego
3 łyżki posiekanej natki kolendry
3 cm korzenia świeżego imbiru, drobno startego
1 łyżka soku z cytryny
100g masła (najlepiej ghee)
sol do smaku
Kroimy piersi na kawałki (każda na 3-4 części). Układamy je w płaskim naczyniu, skrapiamy sokiem cytrynowym i oprószamy chili.
Na rozgrzanej patelni prażymy przez ok. 30 sekund nasiona kminu. Rozcieramy je w moździerzu. Pokrojone na kawałki ząbki czosnku, cebule i imbir rozcieramy na pastę w malakserze (można dodać łyżkę jogurtu, żeby miała lepszą konsystencję). Po uzyskaniu gładkiej pasty dodajemy resztę jogurtu, garam masala, kolendrę i połowę roztartego kminu. Reszta kminu będzie nam potrzebna do przygotowania sosu.
Marynatą zalewamy kawałki kurczaka. Przykrywamy szczelnie i wstawiamy do lodówki na całą noc. Dobrze jest chociaż raz przewrócić kawałki kurczaka w czasie marynowania.
Następnego dnia rozgrzewamy grill lub grillową patelnię (można ją lekko posmarować olejem, żeby kurczak nie przywierał). Smażymy wyjęte z marynaty kawałki kurczaka po 3-5 min z każdej strony aż będą miękkie i zrumienione na brzegach. Usmażone piersi, razem z sosem ze smażenia trzymamy w cieple.
Sos:
Rozcieńczamy przecier pomidorowy gorącą wodą, dodajemy jogurt, kolendrę, imbir, sok z cytryny i resztę roztartego w moździeżu kminu. Roztapiamy maslo na patelni, mieszając dolewamy skladniki sosu, zagotowujemy. Wrzucamy kurczaka razem z sosem ze smażenia. Doprawiamy solą do smaku, podgrzewamy przez kilka minut. Podajemy z chlebkami naan lub ryżem.
Rozczytuję się ostatnio w literaturze na temat kuchni brytyjskiej, bo przygotowuję małe party, towarzyszące projektowanemu wspólnemu oglądaniu filmu Monty Pytona:)) A piszę tu o tym dlatego, że właśnie dopiero co przeczytałam wypowiedź współczesnego londyńczyka, jaką to potrawę uważa on za charakterystyczną dla swego kraju: „Chicken tikka masala, of course!” No i proszę, jak na zawołanie, mam przepis na tikka masala:)) A swoją drogą, co to jednak znaczy posiadanie kolonii, choćby tylko w przeszłości!
OdpowiedzUsuńNie zdecydowałam się jednak teraz na tikka masala, zrobię kurczaka koronacyjnego z pałacu Backingham, ale ten przepis wpisuję na listę czekających do wypróbowania:))
Jotka
Uwielbiam takie przyjecia tematyczne, Jotko. Mysle, ze jednak kurczak koronacyjny bedzie odpowiedniejszy, powiedzmy, ze to taka klasyczna brytyjskosc. :)
OdpowiedzUsuńCo do bylych kolonii, to cos w nich jest urokliwego, nie tylko kulinarnie. Portugalia potega kolonialna przestala byc calkiem niedawno i znam tu mnostwo Portugalczykow urodzonych lub mieszkajacych wiele lat w Afryce, Macao, Indiach, Timor. Zawsze ich naciagam na opowiesci o ich "kolonialnej" przeszlosci. Wszyscy co do jednego tesknia za Afryka czy Azja i zgodnie twierdza, ze aby zrozumiec ich "saudades"(to wlasnie tesknota po port.), trzeba tam pojechac.